Podgórzyn, Polska
Najpierw chciałabym podziękować z całego serducha Weronice. :3. Była pierwszą osobą na blogu, która skomentowała i obserwowała. Jestem Jej za to ogromnie wdzięczna.
U mnie wakacji ciąg dalszy! Za tydzień będę na Mazurach, a potem już koniec i stolica. Ale jest wspaniale, mam nadzieję, że u Was też :)
Blueberry
Obudziłam się
cała mokra i spocona. Znowu w czasie snu nawiedziły mnie koszmary. Może to
dziwne, ale powoli zaczynałam się niepokoić. Z początku były one różne, nie
kręciły się wokół jednego tematu, a teraz… Teraz co noc pojawia się ten sam
koszmar, w którym uciekam przez las. Tylko co jakiś czas pojawiają się nowe
elementy. Tym razem już wiedziałam, że goni i atakuje mnie wilk. Biały wilk.
Chwilę leżałam
na łóżku. Nie chciało mi się wstać. Po takich nocach wstawałam jeszcze bardziej
zmęczona niż wcześniej, choć wydawało się to niemożliwe. Wczoraj tylko udało mi
się na chwilę zasnąć spokojnie, bez horrorów przy Travie. Na samą myśl o nim
poczułam, że pieką mnie policzki. Momentalnie zganiłam się w myślach i zerwałam
z łóżka. Przerzuciłam ręcznik i ubrania przez ramię i wparadowałam do łazienki.
Zeskoczyłam z
ostatniego schodka. W całym domu zagrzmiało jakbym ważyła kilka ton.
- Ups… - ten
hałas mógł spokojnie obudzić wuja, a raczej powinnam dać mu odpocząć. Był
dyrektorem generalnym jakiejś ogromnej firmy. W każdym razie tak zrozumiałam,
gdy się go o to spytałam. Doskonale pamiętam tamten dzień. To właśnie wtedy wuj
odebrał mnie ze szpitala i powiadomił, że jedziemy do niego do Pahrump w stanie
Nevada. W porównaniu do mojego wcześniejszego miejsca zamieszkania jest to po
prostu mała osada, w której mieszka niewiele ponad osiemset osób. Oczywiście
przesadzam w tej chwili, bo ma swoje uroki, ale… Po moim rodzinnym Danville jednak była to
olbrzymia różnica. Czekała nas całodzienna droga, więc stresowałam się ciszą,
która co chwilę zapadała. Ale tym sposobem i ja i Rad dowiedzieliśmy się o
sobie tyle ile nigdy byśmy nie powiedzieli.
- Cori? – usłyszałam
z kuchni. Automatycznie spięłam mięśnie i ruszyłam do pomieszczenia. W nocy nie
spotkałam się z wujem, ale jestem prawie pewna, że musiał umierać z powodu
mojej nieobecności.
Przekroczyłam
próg pokoju.
- Siadaj,
przygotowałem ci płatki kukurydziane – Jednak się myliłam, nie był zły.
Posłusznie usiadałam na krześle i wsypałam do jeszcze ciepłego mleka płatki.
- Mam dla ciebie
małą wiadomość – zaczął Rad. Kiwnęłam głową by mówił dalej, gdyż buzię miałam
pełną mleka. – Mam nadzieję, że przeżyjesz, może nawet się ucieszysz –
zaciekawiona podniosłam brew do góry.
- Yhgry? –
wydukałam.
- W następnym
tygodniu od poniedziałku do soboty wieczorem muszę wyjechać w sprawach
biznesowych. Będę w Nowym Jorku, więc wcale nie daleko, ale muszę mieć pewność,
że się zgadzasz.
- Oh,
oczywiście. Nie chcę ci przeszkadzać i być problemem.
- Skarbie, nie
jesteś problem, pamiętaj – pokiwałam głową. – Rzeczy masz już gotowe? Musimy
wychodzić.
Pokazałam palcem
na opartą na krześle torbę i pospiesznie przełknęłam zupę mleczną. Nareszcie! W
czwartki moim pierwszym blokiem przed obiadem była fotografia.
- W tym tygodniu
rozpoczynamy pracę nad co rocznym projekcie. Dla tych, którzy jeszcze nie
wiedzą – pan Jadey spojrzał mi prosto w oczy. Oczywiście. To ja byłam osobą,
która nic nie wie. – Jest to projekt, w którym współpracują ze sobą dwie osoby.
Musicie zrobić fotoreportaż na temat wybranego miasta. Może być to jakiekolwiek
miasto, nie tylko tu, w Ameryce. Jasne? – przeszedł na drugą stronę sali. – Jeszcze
jedno. Oceny końcowo roczne będą jedynie z tego. Macie czas od dziś do…
początku stycznia. Losujmy!
Czyli niespełna
dwa miesiące, pomyślałam. Patrzyłam jak pan Jadey podchodził do wybranych osób,
a te losowały osobę z pary. Większość cieszyła się i już zaczynała wymyślać
konkretne miasto, choć było kilka osób, które wyglądały na zawiedzione, choć
nie narzekały.
- Corinne
Rosephen.
Znałam ten głos.
Znałam, aż za dobrze. Zanim odwróciłam się do osoby, siedzącej po przeciwnej
stronie wiedziałam kogo tam ujrzę.
- Corinne,
przesiądź się do Travena i zacznijcie pracę. – skinęłam głową i przeniosłam
torbę. Odsunęłam głośno krzesło i zsunęłam się na nie. Zdecydowanie zrobiłam to
zbyt posępnie.
- Masz – położył
mój smartfon na ławce. Przeciągnął po mnie wzrokiem i przejrzał. – Przesadzasz.
Nie planowałem tego, a skoro nie chcesz nie będę z ciebie wyciągał, więc nie
musisz się martwić.
- Przejdźmy do
pracy – wzruszyłam ramionami. Wtedy zaczął się niepohamowanie śmiać, co
początkowo jedynie mnie zirytowało.
Wydałam z siebie
coś przypominającego warknięcie, więc wywołam u niego już totalną głupawkę. Uśmiechnęłam
się na ten widok i zaraziłam. Teraz obydwoje śmialiśmy się, próbując utrzymać
na krzesłach. Oczywiście nie uszło to uwadze pana Jadeya.
- Traven?
Corinne? – momentalnie przestaliśmy się śmiać i przybraliśmy poważne miny. -
Czy wybraliście już miasto? Bo zachowujecie się jakbyście świętowali
zwycięstwo. Podzielicie się tym wybitnym i nadzwyczajnym pomysłem?
- Ależ skądże,
panie David – rozpoczął Trave, a ja tylko uniosłam brwi. Cóż on znowu wymyślił?
– Nasz pomysł ze względu na to, iż jest wybitny nie powinien zostać
upowszechniony. Jest tajemnicą i to top,
top secret – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
- Ah… W takim
razie, panie Ree, nie możemy się doczekać – starałam się nie udusić z prób
powstrzymywania śmiechu, co, póki co, elegancko mi wychodziło.
Nauczyciel
przestał się nami interesować po chwili mierzenia się z chłopakiem wzrokiem i
wreszcie zaczęłam normalnie oddychać. Do czasu… Najpierw poczułam jego oddech i
wtedy uświadomiłam sobie, że zdecydowanie przekroczył moją wolną, prywatną
strefę intymną czterdziestu pięciu centymetrów.
- Chyba musimy
wymyślić nasz tajny temat – wyszeptał. Zgodnie kiwnęłam głową i minimalnie się
cofnęłam. – Uwielbiam jak tak się rumienisz – dodał, po czym rozpoczęliśmy
burzę mózgów. W moim przypadku była ona bardzo nie wydajna. Oczywiście to była
jedynie jego wina, o której zapewne wiedział.
- O mój boże…
Skąd taki uśmiech od ucha do ucha, co Cori?
- Viv! Przestań
– ukradłam jej gruszkę i ugryzłam.
- Ej! To mój
jedyny, śniadaniowy owoc. Założę się, że coś. Nie oszukasz mnie.
- Nawet jeśli
coś to zaraz będzie nam tu płakała. No sorry dziewczyny, ale taki wasz los –
zaczął Harry. – Najpierw macie uciechę, a potem zaczynacie płakać i lamentować.
- Harry! –
wrzasnęłyśmy we trójkę i zaczęłyśmy się śmiać.
- Emm… Mogę się
przysiąść?
Spojrzałam, a
raczej wszyscy zwróciliśmy głowy w stronę dziewczyny, stojącej nad nami. Miała
krótkie, roztrzepane, rude włosy i olbrzymie oczy. Jedno zielone, drugie
niebieskie. Ale u niej wyglądało to uroczo i ładnie.
- Jasne Toe –
pierwsza otrząsnęła się Susi. – Siadaj.
W ciągu sekundy
powróciliśmy do normalnego, a raczej nienormalnego stanu. Było to po prostu dla
nas nagłe, bo póki co nikt do nas nigdy się nie przysiadł. Raczej były już
utworzone grupki, co nie znaczy, że nie ma ciągłych zmian.
- Dzięki.
- Okej,
dziewczyny… – zaczęła Viv.
- Hej!
- … i Harry,
który już zdążył mi przerwać – spojrzała na niego spode łba ciągle się
uśmiechając.
- Wybacz –
powiedział z pełną jedzenia buzią.
- Doprawdy? Nie!
Nie odpowiadaj, nie przerywaj i bóg wie co jeszcze – ponownie zwróciła się do
nas. - W każdym razie musicie mi pomóc. I sobie z resztą też. Nie mamy
sukienek!
- Racja –
uśmiechnęła się Sus. – Zostało nam…
- Równo jeden
miesiąc – dokończyła Toe. – Macie już pary? – pokręciły głowami.
- Ja też nie.
- O co chodzi? –
spytałam zdezorientowana.
- Cori… Już
nawet ja, facet, się zorientowałem. No… bal zimowy!
- O nie… -
wymamrotałam. Już wiedziałam, że się z tego nie wyplącze.
- Sus! Harry!
Już wiem czemu ona tak się szczerzy do wszystkich i wszystkiego! – wykrzyczała nagle
uradowana Vivian. Wszyscy równocześnie podnieśliśmy brwi, patrząc na nią
pytająco.
- Nasz kochana
Cori co sekundę spogląda w stronę Ree! Travena Ree!
- Cicho bądź – warknęłam.
- Ree? Poważnie?!
– Harry nie wyglądał na, aż tak ucieszonego. Sus również, wnioskując po minie,
ale nic nie mówiła.
- Wydaje wam
się. Nic, naprawdę nic a nic.
- Corinne?
- Tak Toe?
- Czy ty wiesz
wszystko o tym miasteczku?
- O co ci
chodzi? – spytałam zaciekawiona.
- Toe, zamknij
się.
Spojrzałam na
Viv. Chyba nigdy nie słyszałam, żeby mówiła takim tonem. I to do nikogo.
Podniosłam brew, ale dziewczyny nie pozwoliły mi dojść do słowa. Cały czas
podtrzymywały rozmowę, aż musieliśmy zbierać się na zajęcia.
- Czyli jutro od
razu po lekcjach? – kiwnęłam jedynie głową i pobiegłam na salę gimnastyczną.
Ciągle interesował mnie temat poruszony przez Toe.
Wyczerpana
usiadłam na ziemi. Wiedziałam, że tym sposobem nie zmuszę się do dalszego
biegu, ale po kilku kilometrach byłam wykończona. Akurat dziś pan Max
postanowił na kilkukilometrowe bieganie w środku lasu. Wspaniale! Przynajmniej
nie mogłam się zgubić, gdyż była to oznaczona ścieżka fascynatów tego sportu. Zdecydowanie
do nich nie należałam. To również była dla mnie nowość. W tej szkole niezwykle
zwracali uwagę na sport, choć była ogólnokształcąca. W zasadzie była tu tylko
ta szkoła, więc większość mieszkańców chodziło właśnie do niej.
Przetarłam
spoconą twarz koszulką i ostatkiem sił podniosłam się. Nie udało mi stanąć
pewnie na nogach, gdy poczułam ból w kostkach, a następnie wyplułam z buzi
ziemię. Usłyszałam śmiech nad sobą i odwróciłam się na plecy. Zobaczyłam
Martina i Joego.
Zaraz się
zacznie, pomyślałam i zaczęłam się podnosić.
- Pomogę ci –
Martin wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam tylko na nią i wstałam bez pomocy.
- Dam sobie radę
– warknęłam, otrzepałam się i zaczęłam biec dalej. Wolałam się od nich jak
najszybciej oddalić.
- Taka jesteś
odważna, Kotku? – Martin wyrównał ze mną tempo i biegł po mojej lewej stronie.
Po prawej za to był Joe, jego największy kumpel.
- Nie nazywaj
mnie tak – przyspieszyłam kroku. Zaczynałam panikować, a nie widziałam nikogo w
pobliżu.
Nakazałam sobie
nie zatrzymywać się, choć kolka dawała mi się we znaki. Jednak nie przebiegłam
kilku metrów, gdy poczułam jak ktoś wykręca mi nadgarstek w tył. Natychmiast
się zatrzymałam i syknęłam z bólu. Oczywiście był to Martin.
- Ojej – zakpił.
– Coś cię rozbolało?
Spojrzałam na
niego wzrokiem pełnym nienawiści. Chciałam plunąć mu w twarz, ale zdrowy
rozsądek podpowiedział mi, że wtedy tylko pogorszę sytuację.
- Odwal się –
warknęłam mu prosto w twarz.
Sekundę później
pożałowałam i znowu jęknęłam. Chłopak, ciągle trzymając mój nadgarstek, drugą
ręką złapał mnie za kucyk i mocno pociągnął w dół. Miałam wrażenie, że albo
złamie mi kark albo wyrwie wszystkie włosy. Przybliżył się do mojego ucha i
wyszeptał.
- Kotku, radzę
ci być grzeczną albo spotka cię dużo gorsza kara.
- Ma, ktoś
biegnie – odezwał się, stojący na czatach, Joe.
- Jasne. Już
kończę – odpowiedział mu spokojnym tonem i ponownie nachylił. Delikatnie musnął
mój policzek swoimi wargami, a następnie puścił. – Zjeżdżaj!
Natychmiast
zerwałam się do biegu i dopiero po kilku metrach łzy wyleciały mi z oczu. Nie
zaczęłam płakać, ale pozwoliłam im spłynąć. Już nie widzieli mojej twarzy.
Trzasnęłam
drzwiami od samochodu i wbiegłam do domu. Po drodze krzyknęłam tylko do wujka,
że mam dużo pracy i projekt do zrobienia. Dodałam jeszcze, żeby nie martwił się
o jedzenie, gdyż jadłam dużo w szkole. W pokoju rzuciłam torbę na biurko, wyciągnęłam
telefon i znalazłam numer do Toe.
Odebrała po czwartym sygnale.
- Toe, o co ci
chodziło z tym miasteczkiem? – nerwowo chodziłam po pokoju i rozmawiałam.
- Jutro. Po
zakupach jutro – powtórzyłam po chwili rozmowy i pożegnałam się.
Padłam na łóżko
i spojrzałam w sufit. Już jutro po zakupach umówiłam się z nią o północy przed
szkolną biblioteką. Powiedziała, że mi pokaże, że tak będzie łatwiej mi
zrozumieć.
Wstałam i
usiadłam przy biurku. Musiałam odrobić pracę domową z literatury angielskiej i
zacząć pracę nad esejem z historii. Zaczęłam od pierwszego, więc szybko
uporałam się z materiałem. Literatura nigdy nie sprawiała mi trudności, a nawet
była przyjemnością. Jednak historia… Miałam nadzieję, że zaliczyłam ostatni
sprawdzian, ale dowiem się o tym dopiero za tydzień. Póki co wzięłam podręcznik
i rzuciłam go na łóżko. Musiałam przeczytać materiał do eseju. Po kilku zdaniach
jednak się poddałam i pozwoliłam na minutę zamknąć oczy.
Ojej! Dziękuję za dedykację :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie wątkiem z Toe (wybacz, nie wiem jak to się odmienia). Nadal shippuję Corinne i Travena, chociaż ich wspólnych wątków było mało :/
Nie rozumiem, o co chodziło Martinowi. Grr, nie lubię go.
Rozdział jak zwykle cudowny, błędów nie zauważyłam, chociaż nie jestem ekspertem w tej dziedzinie :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Weronika :)
Okey, w takim razie następnym razem postaram się ich wsadzić, ale nie wiem czy mi się uda, bo mam lekki zarys. Ale w następnym, następnym już na pewno będzie większa akcja z nim :) Nie chcę też zbyt przesładzać :P
UsuńSiemka! :3
OdpowiedzUsuńmogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? :D dziękuje <3
Do tego widzę że muzyczka jest ^.^ bo jak nie my to kto? bo jak nie my to kto? bo jak nie my to kto? oo o o oo o nic ...
Znam też fajną stronę z kursorami i paskami muzyczki tak tylko jakbyś chciała :D a teraz przejdźmy do rozdziału cnrkjwgwafjl4rghjs *---* pisz jeszcze dłuuuuższe hahaha kochaaam <333 dżizas jak ten Trevon zbliżył się do niej i powiedział : uwielbiam jak się rumienisz agghh *-* <333 i ta cała sytuacja w lesie z Martinem... jak tak można dziewczynę traktować !! pytam się? >.< ( po cichu myślałam, że zjawi się tam książę na swoim białym koniu - Trevon ;d huehuehue) No i czo chodzi z tym miasteczkiem? Oraz kto zaprosi Corinn na bal zimowy? huhuhhuhuhu ^^ XD
Pozdrawiam, Życzę weny i nie przestawaj pisać tego bloga, bo się załamie :CCCC
~~*~~~
Skąd ściągałaś Gimp 2.6 ( podasz link czy cuś :D ? )
Jasne bd cię informowała :P I muszę się dopytać o ten adres. Co do Mrozika to ostatnio go polubiłam... z polskich jeszcze lubię Bednarka i dalej nic... taka wybredna ^.^
UsuńHahah, myślałam o księciu na białym koniu, ale nie chciałam "przesłodzić" (powtarzam się :D) i następnym razem o niego już jednak zadbam, a za dwa kolejne rozdziały będzie go aż za dużo!
Ty do przodu z Balem Zimowym nie wyłaź, bo jeszcze wszystko wygadasz :*
Gimp ściągany z DobrychProgramów.pl bodajże, ale tam napewno są. Zaczynasz zabawę z szablonami?
Jeszcze Ci to napisze u cb, bo muszę cię zamordować za niedodany nowy n/n :P
O jaki adres dopytać? :D
UsuńIii czyli jednak zaprosi ją na ten bal? Tak? Ahahahah *-*
Nie nie zaczynam 'zabawy ' z szablonami tylko do przerabiania zdjec huehue :D
Jeśli mnie zamordujesz to nie dodam nn i nie będe pisać komentarzy na tw blogu :3 hyhy
A ja to wszystkich piosenkarzy lubie Grzegorza Hyżego, Saszan, Podsiadło, jb .... :D
"Znam też fajną stronę z kursorami i paskami muzyczki tak tylko jakbyś chciała :D" - o tą stronkę :)
Usuńhttp://www.themesltd.com/tumblr/cursors/mouse-cursors/
Usuńhttp://www.snazzyspace.com/cursors/1
http://www.dolliecrave.com/tumblr-cu
wchodzisz w układ>dodaj gadżet>HTML/JavaScript>wklejasz kod :D
http://playlist.me/skins/
Proszę :D
coraz bardziej mnie wciąga Twój blog :3 ja również shipuję Travinne (nawet nie wiesz ile łączyłam ich imiona ;-;).
OdpowiedzUsuńnie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci weny i czekać na następny rozdział :))
Travinne -> podoba mi się :)
UsuńJeszcze nie myślałam o tym, ale zdecydowanie (po również dłuuugim zastanowieniu) lepsze niż, np. Corven :P
super piszesz ,lece czytać następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDzięki, leć dalej :3
UsuńTajemnice miasteczka?! O nie! Zaczyna się robić zdecydowanie za ciekawie! Powtórzę się! Całe szczęście, że nie muszę oczekiwać z niecierpliwością kolejnego odcinka! Ma, to dupek. Jednak oczywiście ta historia nie była by prawdziwym opowiadaniem, bez "złych pistacji"!
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę biec dalej! Tajemnica tego miasta, która ma zostać wyjawiona po zakupach bardzo mnie zaciekawiła!
Ps: Czyżbyś była panienką ze stolicy? ;) Jak miło! ;)
bezcenna.blogspot.com