NYC, New York
Zapisywanie miejsc to taki mój mały zwyczaj, przypomina mi gdzie i jak pisałam. Ten powstał na pufie w cudownej kawiarni naprzeciwko Central Parku. Jestem z niego zadowolona, ale to Wy zdecydujcie :)
Blueberry
- Jak było? – od
wejścia do domu, a raczej wilii, wuj Radleson zaczął mnie nękać. Nie chodzi o
to, że mnie denerwuje albo go nie lubię, po prostu zdecydowanie za bardzo się
martwi. Gdy miesiąc temu miałam wypadek, a najcudowniejsi rodzice wyjechali ze
względów służbowych, poprosili wuja o zajęcie się mną. Mimo, iż się na nich
gniewam, gdyż wyobrażałam sobie, że to ich pierwszych zobaczę przy szpitalnym
łóżku, a nie Ty i wujka, cieszę się, że nie musiałam z nimi jechać i codziennie
widywać konie. Staram się o nich nie myśleć, a co dopiero miałabym mieszkać w
stajni!
- Dobrze,
normalnie – odpowiedziałam i posłałam mu mały uśmiech. W zasadzie uniosłam
tylko kąciki ust, więc zapewne wyglądało to na grymas. – Idę odrobić lekcje,
muszę trochę nadrobić.
- Okej, co chcesz na kolację? Mogą być po
prostu kanapki czy coś zamówić? – Zapomniałam o jeszcze jednym. Zazwyczaj u
wuja była służąca, ale ostatnio wyjechała do rodziny na miesiąc, więc jedzenie
było… ekstremalne.
- Kanapki byłyby
super, dzięki – pokiwałam głową i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Torba na
moim ramieniu co chwilę odbijała się o poręcz, przewracając wszystkie książki.
Choć raczej nie były one idealnie ułożone po moim powrocie. Wuj nie mógł po
mnie przyjechać, a autobusy nie jeździły, aż tu, więc wybrałam się na półtora
godzinny powrotny spacer. Na szczęście pogoda nie zrobiła mi psikusa i była w
sam raz. Bez deszczu i dość chłodno. Właśnie taką temperaturę uwielbiał mój
organizm. Upał zdecydowanie nie został stworzony dla mnie co nie znaczy, że nie
marzłam.
Otworzyłam drzwi
od mojego pokoju, jednego z ładniejszych pomieszczeń w tym domu. W porównaniu
do reszty było małe i przytulne. Po środku stało olbrzymie, miękkie łóżko, na
którym spokojnie wyspałyby się trzy osoby. Naprzeciwko stała drewniana szafa,
do której bez problemu się mieściłam, gdy czegoś szukałam. Za to pod oknem
mieściła się najwspanialsza rzecz na świecie. Przeogromne biurko z jasnego
drewna z laptopem po prawej stronie i miejscem na pracę po lewej. Siedząc przy
nim przez okno spoglądałam na las w każdym odcieniu zieleni. Teraz rzuciłam
torbę na fotel i wyciągnęłam podręcznik od historii. Miałam zaległości po
przeniesieniu się do nowej szkoły, w której nie dość, ze poziom był o wiele
wyższy, to trafiłam do klasy wyższej. W
związku z tym byłam o rok młodsza, choć raczej mało kto o tym wiedział. Jednak
musiałam teraz o wiele więcej się uczyć, żeby nadążać, a w przypadku historii
jest to niemały wyczyn. Nigdy mnie nie ciągnęło do przeszłości ani niczego z
tym związanego. Za to uwielbiam matematykę i fotografię. To drugie to mój
najnowszy przedmiot i, o dziwo!, tutaj obowiązkowy. Już po pierwszej lekcji
poczułam do tego sympatię, więc chętnie i szybko się uczyłam.
Po dwóch
godzinach miałam dość obszernie wyuczoną historię, ale jednak zawsze coś. Jutro
czekał mnie sprawdzian z całego wieku, więc opanowało mnie lekkie
zdenerwowanie. Przynajmniej w brzuchu mi nie burczało i raczej nie będzie przez
najbliższy rok po tym co zjadłam. Zgarnęłam z brzegu łóżka ręcznik i poszłam do
łazienki. Wreszcie odświeżona i pachnąca białą wiśnią mogłam położyć się spać.
Wzięłam jeszcze tylko leki i rzuciłam się na materac, po drodze uderzając w
ramę nadgarstkiem. Chwilę kręciłam się z bólu, myśląc o siniaku gigancie, aż
wreszcie mocno zasnęłam.
- Nie! Przestańcie! – krzyknęłam. Biegłam w
stronę Formotie, leżącego na ziemi i biczowanego przez jakiegoś mężczyznę. – To
jego boli, ranicie go!
Łzy płynęły mi po policzkach. Widziałam
siwka, leżącego na ziemi w krwistej kałuży. Biegłam, ale ciągle nie
wystarczająco szybko, co chwilę padałam w błoto i znów podnosiłam się, aby
wszystko się powtarzało. W końcu nie mogłam oddychać i się podnieść. Próbowałam
wrzeszczeć, ale nie umiałam wydobyć z siebie żadnego odgłosu. Nawet jęku.
Tak naprawdę wrzeszczałam
i szlochałam. Miotałam się na łóżku jeszcze chwilę po wybudzeniu, dopóki nie
oprzytomniałam. Wuj na pewno mnie słyszał i go obudziłam, ale nie przyszedł.
Przychodził przez pierwszy tydzień każdej nocy, ale w końcu odpuścił. Nie miał
już sił.
Spojrzałam na
zegar. Było chwilę po czwartej, ale nie miałam już ochoty spać. Byłam cała
mokra, więc poszłam wziąć kąpiel. Potem zeszłam na dół, po drodze licząc ilość
schodów, żeby zrobić śniadanie. Gdy miałam ataki paniki, które ostatnio nękały
mnie dość często, szczególnie gdy nie brałam leków, choć one i tak dużo nie
dawały, zaczynałam liczyć i powoli przestawałam się dusić. Choć ciągle było to
przerażające przeżycie.
Wyciągnęłam
chleb tostowy i cynamon w proszku. Namoczyłam kilka tostów i wstawiłam do piekarnika
na dziesięć minut. W tym czasie obejrzałam sobie nadgarstek, na którym pojawił
się fioletowy siniak. Stwierdziłam, że za kilka dni nie będzie śladu, więc nie
zawracałam sobie głowy. Poszłam się przebrać do szkoły i zniosłam torbę na dół.
Zarzuciłam rzeczy przy wyjściu i wcisnęłam na nogi trampki. Jeśli miałam iść na
piechotę, to powinnam już wychodzić. Wrzuciłam kilka tostów do pojemnika na
późnej, a resztę wzięłam na drogę. Napisałam na kartce wiadomość dla wuja i
wyszłam z domu.
- Corinne, jak
ci poszło? – usłyszałam głos nauczyciela historii. Mogłam się nie grzebać,
skarciłam się w myślach.
- Mam nadzieję,
że dobrze – wymamrotałam. Chciałam się jak najszybciej ulotnić. Lubiłam Matthew,
ale nie miałam ochoty na rozmowę na temat mojej głupoty, dotyczącej historii.
- Też mam taką
nadzieję – uśmiechnął się pokrzepiająco. – Jeżeli nie, to musisz wziąć
korepetycje. Myślałem o tym i sądzę, że Carnaty jest w porządku. No, nierób
takiej miny – na mojej twarzy mimowolnie zawidniał grymas, jednak zgodziłam się
i pożegnałam.
Skierowałam się
do jadalni, która znajdowała się w budynku obok. Jasne, nauka z Carnaty, już
nie mogę się doczekać, pomyślałam. Carnaty Scottler. Cudowna, piękna,
nieskazitelna, wychudzona, egoistyczna, znienawidzona przeze mnie,
wyliczałam. Już w pierwszym tygodniu
szkoły pokazała mi ze swoją obstawą kto tu rządzi. Od tamtej chwili omijam ją
kiedy tylko się da. Najgorsi, poza Carnaty, to Joe Maren i Martin Qurpey.
Szczególnie ten drugi ostatnio pokazał na co go stać.
- Oho, czyżbyś
zwaliła setny sprawdzian z historii? – z rozmyślania wyrwał mnie Harry.
- Nie, to numer
sto pierwszy – pokazałam mu język i usiadłam obok. Przy stoliku siedzieli już Vivian
i Susi.
- A tak serio to
jak było? Chcesz coś? – spytała Viv.
- A biednym to
nie chciałaś dać – pożalił się Harry.
- Nie, dzięki.
Mam nadzieję, że dobrze. Jeśli znowu zwaliłam to muszę poprosić o pomoc Carnaty
– celowo schyliłam się po drugie śniadanie, wiedząc, że gapią się na mnie. – No
co?
- Piękna i
bestia, no pięknie – zaczął Harry.
- No wiesz, co?
– wymierzyłam mu kuksańca w bok i lekko się skrzywiłam, przypominając sobie o
siniaku.
- Znowu spotkałaś
Jacoba? – tylko Susi mogła zauważyć mój grymas bólu. Pokręciłam głową i
machnęłam ręką.
- To tylko jej
głupota – zażartował chłopak. – Co tam masz?
- Przepyszne
tosty z cynamonem, chcesz?
- To ja chyba
wolę żarcie dla biedaków – wybuchnęłam śmiechem, widząc obrzydzenie na jego
twarzy. – Ale co tam, daj.
Podałam mu
pojemnik, a sama zagarnęłam od niego jabłko. Przez chwilę patrzył się na mnie
spode łba, ale w końcu przezwyciężyła jego chęć ciągłego jedzenia. Żarłok.
- Nie mogę dziś
siedzieć całej przerwy – pożaliłam się. - Mam teraz basen, lecę – oznajmiłam i
wstałam.
Ugryzłam jabłko
i skierowałam się na pływalnię. Obiekty sportowe stały na samym końcu, więc
przyśpieszyłam kroku. Trzy razy w tygodniu mieliśmy zajęcia fizyczne, w które
wchodziły gry zespołowe, bieganie i basen. Z pływania cieszyłam się
najbardziej, bo od małego to trenowałam, choć póki co, od niedawna przerażało
mnie nurkowanie. Chwilowy brak powietrza był dla mnie chyba najgorszym
horrorem. Prawdopodobnie po wypadku, kiedy Formotie na mnie upadł i nie
potrafiłam oddychać.
Wyciągnęłam
smartfon i przejrzałam wiadomości. Wuj Radleson znów nie mógł po mnie
przyjechać, więc napisałam, że dziś będę późno wieczorem, a jedzenie sama
zrobię, więc niech się nie martwi. Po zajęciach będę musiała chwilę odpocząć
zanim zabiorę się za wracanie na pieszo.
Wyrzuciłam
ogryzek do śmieci i sprawdziłam godzinę. Postanowiłam się nie spóźnić, więc
pobiegłam do pływalni i szybko przebrałam w jednoczęściowy kostium. Chwilę
później pływałam kraulem. Musiałam przepłynąć sto basenów. Dziś na szczęście
było mało ludzi, więc szybko i bez problemowo pływałam. Nareszcie poczułam się
odprężona i rozluźniona. Byłam przemęczona i śpiąca, ale wreszcie spokojna. Nie
przejmowałam się codziennymi koszmarami i oblaniem głupiej historii. W końcu wyszłam
z wody i poszłam pod prysznic.
Stałam pod
strużką wody długo za długo. Wszystkie dziewczyny już wyszły. Na obiekcie były
już tylko drużyny pływackie, które codziennie mają swój trening. Niestety jest
tylko męska drużyna, bo inaczej chętnie zapisałabym się do damskiej. Zmyłam
szampon z włosów i chwilę bezmyślnie stałam pod wodą. Przyjrzałam się
nadgarstkowi. Nie było widać siniaka za to na jego miejscu pojawił się małe
czarne plamki. Zdecydowanie nie wyglądał naturalnie, ale doszłam do wniosku, że
musiałam naprawdę mocno przywalić. Akurat to często mi się udawało.
W końcu
wygramoliłam się spod prysznica. Przechodząc
do szatni weszłam na pływalnię, gdzie rozpoczynały się treningi. Póki co
słyszałam tylko śmiechy i żarty, więc pewnie trener jeszcze się nie pojawił.
Spojrzałam w
górę, na odskocznię, na której stał Traven Ree. Chodziłam z nim na fotografię,
ale kilka razy widziałam go też w jadalni i na basenie. Przyjął pozycję i wyskoczył.
Wygiął się w idealnym łuku, z silnie napiętymi mięśniami, które zdecydowanie
posiadał. Kilka razy przeciął wodę rękoma i już był na brzegu. Kiedy wychodził
woda spływała z niego obficie.
Dopiero teraz
zdałam sobie sprawę, że się na niego zagapiłam, ale już zauważył mój wzrok i
skierował się do mnie. Pilnie wymyślałam jakąś wymówkę, jednak nic nie
przychodziło mi do głowy. Miałam nadzieję, że nie stałam z rozwartą buzią, ale
ucisk mojej szczęki zaprzeczał temu.
- Corinne? Coś
się stało? – spytał.
- Eee… -
pomyślał, że coś się stało, dotarło do mnie. – Po prostu trochę zakręciło mi
się w głowie. – Idę do… eee… zimno tu.
Pójdę już się ubrać, pa.
Prawdopodobnie
cała moja twarz właśnie przypominała cudownie dojrzałego buraka. Czułam ciepło
na policzkach, które zdecydowanie nie dodawało mi uroku. Szybko prześlizgnęłam
się przez drzwi do damskiej szatni, zostawiając Travena.
Otworzyłam swoją
szafkę i zaczęłam się ubierać. Naciągałam już bluzę, gdy poczułam silne
pulsowanie przy ręce. Zsunęłam się na ziemię, oparłam o szafkę i zamknęłam oczy.
Zaczęłam liczyć, ale nie miałam ataku paniki, więc na nic się to nie zdało. Ból
powoli ustępował, lecz momentalnie poczułam się śpiąca. Ospale wyciągnęłam ręce
i zaczęłam sznurować trampki.
Może się
przewietrzyłam, pomyślałam. Przecież ciągle było mi zimno, przypomniałam sobie.
Podniosłam się
do połowy, ale zaraz z powrotem osunęłam. Miałam wrażenie, że zemdleję.
Próbowałam nie zamykać powiek, ale chęć snu zaczęła zwyciężać.
Biegłam przed siebie cała zdyszana i
spocona. Co chwilę się potykałam, ale nie mogłam upaść. Coś podpowiadało mi, że
wtedy zginę. Byłam w lesie w nocy, widziałam księżyc w pełni i gwieździste
niebo. W twarz uderzały mi gałęzie. Przede mną wystawała korzeń z pobliskiego
drzewa. Ostatkiem sił ją przeskoczyłam i dalej pociągałam noga za nogą. Nie
mogłam się zatrzymać. Musiałam poruszać się do przodu. Stopa zahaczyła mi o
kolejną korzeń i wylądowałam na ziemi. Odwróciłam się na boku w stronę
niebezpieczeństwa, a wtedy poczułam kły na swoim ciele. Zaczęłam wrzeszczeć ile
sił w płucach. Nie mogłam się ruszyć. Czułam, że umieram…
Z oddali
słyszałam jakiś huk, ale był niewyraźny i stłumiony. Na darmo spróbowałam
unieść powieki, które były jak z ołowiu.
- Jesteś ubrana?
– zrozumiałam. Nie miałam nawet siły odpowiedzieć.
- … Wchodzę! –
zarejestrowałam tylko głośniejszą część, ale przynajmniej tym razem rozpoznałam
głos Travena.
Najpierw
słyszałam szuranie i nawoływanie, aż w końcu dotarł do mnie, gdzie w dalszym
czasie opierałam się o szafki. Chłopak pojawił się przy mnie i ukląkł przede
mną.
- Co się stało?
– spytał. Ciągle nie uchyliłam powiek i tylko pokiwałam przecząco głową.
Pomyślałam, że
wstał i odszedł, ale w tej samej chwili poczułam, że wkłada ręce pod moje
kolana i podnosi. Próbowałam się uwolnić, ale tylko zacisnął uścisk.
- Przestań.
W jego ramionach
czułam się jak mała, zniszczona, szmaciana lalka do zabawy. Nawet gdybym miała
więcej siły, nie udałoby mi się wyplątać.
Po drodze schylił
się dwa razy, pewnie wziął nasze torby, a i tak nie dyszał, choć nie należałam
do najlżejszych dziewczyn. Usłyszałam odgłos otwieranego samochodu i znów
spróbowałam się wyrwać. Oczywiście na marne. Wsadził mnie na miejsce pasażera i
zapiął pasy. Potem obszedł samochód i wsiadł za kierownicę.
- Corinne? Cori?
– rozchyliłam powieki i odwróciłam twarz w jego stronę. – Proszę, daj mi
telefon – pokręciłam przecząco głową. Po takiej akcji dopiero wuj zacząłby się
zmartwiać.
- Nie… -
zachrypiałam i odchrząknęłam. – Proszę.
Jednak chłopak
bez słowo wyciągnął smartfona z mojej torby i zaczął coś na nim robić. Po
chwili włożył go do swojej kieszeni. Prychnęłam, ale się nie odezwałam.
- Zabolał cię
nadgarstek? – spytał, uważnie przypatrując się mojej twarzy.
- Skąd? Co? –
byłam zdezorientowana.
- Zauważyłem
plamy jak cię niosłem. Miałaś koszmar, prawda? – potwierdziłam i zrobiło mi się
głupio na myśl, że słyszał jak krzyczę. Z drugiej strony to miłe, że się
zatroszczył.
- Okej, to
jedziemy. Prześpij się, bo to godzina drogi stąd.
- Co? Ej?! Nie, nie, nie. Błagam cię. Nic mi
nie jest, naprawdę – spróbowałam otworzyć drzwi, ale sekundę przed moim ruchem
je zablokował. Spojrzałam na niego spode łba, ale widząc jego oczy domyśliłam
się, że już postawił na swoim.
Świetnie, jadę samochodem
z kolesiem, którego dobrze nie znam. Gratulacje Cori, gratulacje, pomyślałam. Chwilę
przyglądałam się jak prowadzi. Jego dłoniom na kierownicy i skupieniu wypisanym
na wargach. Jechał szybko, za szybko. Zdecydowanie nieprzepisowo, ale prowadził
jak doświadczony kierowca. Znowu poczułam się senna. Byłam wyczerpana koszmarem,
wysiłkiem na basenie i tym, że od dawna nie przespałam całej nocy. Oparłam
głowę na szybie i na minutę zamknęłam powieki.
Poczułam jak
ktoś obraca mi dłoń i dotyka opuszkami palców mój, przyciągający same kłopoty,
siniak. Mimowolnie syknęłam, więc otworzyłam oczy. Spodziewałam się ujrzeć Travena
lub jakiegoś lekarza, a nie idealną kopię chłopaka. W zasadzie to Traven jest
kopią, ale bez różnicy. Zobaczyłam dojrzałego mężczyznę z ciemnymi brązowymi
włosami i tak samo piwnymi oczami. Mogłam się założyć, że to jest ojciec
Travena.
- Spokojnie,
jeszcze chwilę. Traven! – powiedział, gdy zobaczył, że się obudziłam.
Leżałam na
grubej, skórzanej kanapie w ciemnym pomieszczeniu, które przypominało gabinet
lekarski. Dopiero teraz zobaczyłam, że mężczyzna ma na sobie biały uniform.
- Tak, tato? –
widząc znajomą twarz, co nieco się uspokoiłam.
- Pomożesz mi?
Przytrzymaj Cori rękę, żeby odpłynęła krew. Muszę sprawdzić czy… siniak się
zmieni. Nie bój się, to nie zaboli – spojrzał na mnie i dodał mi otuchy. Nic
nie widziałam, więc tylko czekałam, aż skończą.
- Używałeś na
niej…? – ojciec w połowie urwał zdanie.
- Tylko teraz w
samochodzie. Nie powinienem?
- Chyba już i
tak jest za późno.
Podniosłam się
do pozycji siedzącej i powoli wstałam.
- O co chodzi?
- Core, później…
- zaczął Traven.
- Żadne później
– warknęłam. – Najpierw zawozisz mnie mimo protestów jakieś mile od mojego
domu, a teraz coś ukrywasz. Chyba coś mi się należy, co?!
- Zauważ, że
gdybym…
- Przestańcie
obydwoje. Wytłumaczę ci, Cori. Po pierwsze Trave dobrze zrobił, przywożąc cię.
Nie masz nawet pojęcia jak dobrze zrobił. Po drugie jestem lekarzem i
sprawdzenie tego da ci jakieś pojęcie. Może ci się trochę… eee… ten siniak zmienić,
więc nie panikuj. Po prostu czasem tak bywa.
- No pięknie –
wymamrotałam. – Walnąć się ręką o brzeg łóżka i mieć jeszcze z tego później
problemy. Mam po prostu przeogromny talent.
- Jeszcze jedno,
Cori. Trave wspomniał mi o koszmarach nocnych. Długo je masz?
- Od wypadku.
- Ach, tak. Radleson
mi wspominał. Jakbyś miała z tym problem albo nie zaczną znikać, bo pewnie nie
możesz spać, to powiedz mi lub jemu. Tu masz mój numer, jakby coś się działo.
Teraz już wracajcie do domów. W końcu jutro szkoła.
- Wspominałaś
coś o wypadku? – podjeżdżaliśmy pod willę.
- Nie chcę o tym
gadać, dobra? – mrugnęłam.
- Jasne,
przepraszam – spojrzał na mnie. Wiedziałam, że zauważył łzę w kąciku mojego
oka. – Jeśli będziesz chciała porozmawiać to zawsze będę – uśmiechnęłam się
blado i otworzyłam drzwi od samochodu. – I informuj o koszmarach, to naprawdę
ważne.
Przewróciłam
oczami, ale kiwnęłam głową.
-Dziękuje…
Trave. Szczerze to dawno nie zasnęłam bez koszmarów, a dziś po raz pierwszy od
miesiąca po prostu zasnęłam w samochodzie i się obudziłam – zatrzasnęłam
drzwiczki i zaciągnęłam torbę do domu. Nie mogłam doczekać się spotkania z
wujem.
O ja cię :o Z góry przepraszam, ale nie jestem dobra w komentowaniu i wytykaniu błędów, a dzisiaj wyjątkowo nie umiem niczego porządnego sklecić :)
OdpowiedzUsuń,,Zarzuciłam rzeczy przy wyjściu i wcisnęłam trampki." niezbyt rozumiem sens, wydaje mi się, że tam powinno być ,,wcisnęłam na nogi trampki", chociaż mogę się mylić :)
,,...wymierzyłam mu kuś tańca w bok i lekko się skrzywiłam, przypominając sobie o siniaku." to raczej zwykła literówka, błąd programu do edycji tekstu. ale wolałam napisać :)
Co do samej fabuły: zaciekawiłaś mnie i już zaczęłam shippować Travena i Corinne xD
I zastanawia mnie ten siniak. Jeny, dobrze, że mi nie dzieją się takie rzeczy, gdy sobie coś zrobię, bo byłoby nie ciekawie.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i przepraszam, że tak bez ładu i składu.
Z ładem i składem :)
UsuńBłędy poprawione, co do pierwszego chyba za szybki skrót myślowy, a w dwójce... nie, nie wyjaśnię, coś dziwnego.
Teraz tak bardziej ode mnie - wielkie, wielkie dzięki za komentarz i obserwowanie, pierwsze na blogu, więc zmotywowałaś mnie najbardziej na świecie. Już mam dla kogo pisać! :)
Rozdział świetny! Brakuje mi słów żeby go opisać haha na początek powiem ( napisze), że łączy mnie coś wspólnego z główną bohaterką też jestem o rok młodsza w klasie ^^ ( nie nic ) tak poza tym wczoraj czytałam Prolog na telefonie i nie do końca widziałam ten szablon i dzisiaj jak zobaczyłam te zdj dziewczyny *--* mogłabym się dowiedzieć w jakim programie je przerabiałaś? Przejdźmy do rozdziału.. jest dłuugi, ale pochłonęłam go szybko. Treść jest lekka i przyjemna ( przyznam się, że nie omijałam tekstu co często mi się zdarza :D ) I to całe zajście na basenie ;-; jak ona się tak mogła paczeć na niego gdy on skakał do wody!! xD grrrr ale omg jak to musiało suodko wyglądać gdy niósł ją na rękach *-* wgl cudownie by było gdyby byli razem noooo <333 Przejdźmy do siniaka. Czy przez to będzie miała jakąś moc? czy cuś ? ;-; bo tak dla mnie to wygląda.. tajemniczo XD Pisz ten 2 rozdział, bo doczekać się nie mogę <3 może jakiś mały spojler ;c ? haha
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Życzę weny xoxox
Haha, też mi się zdarza pomijać kilka zdań w tekstach. Musiałam wiele zrobić, żeby dokładnie przeczytać to co napisałam.
UsuńZdjęcie przerabiałam w Gimpie 2.6 i trochę w PhotoScapie, ale drugie było mi potrzebne tylko na małe fragmenty. W razie czego mogę pomóc :)
Spojlera nie będzie :P Za to mogę powiedzieć, bo ostatnio się zastanawiałam i doszłam do tego, że to tak może wyglądać. Nie chodzi o wilkołaki :) Hah, teraz ci którzy przeczytają ten komentarz mogą co nieco więcej pomyśleć ^^
Rozdział drugi staram się, staram... ale mam póki co tyle pomysłów (i dobrze!), że muszę się zastanowić, którą wersje wybrać.
Błędów nie umiem wytykać, więc opowiem co mi się podobało.
OdpowiedzUsuńNajbardziej cieszę się z tego, że znalazłam coś lekkiego i przyjemnego (mogę tak mówić skoro główna bohaterka ma koszmary?). Chodzi mi o to, że jak narazie historia jest ciekawa i... łatwa w odbiorze.
Bardzo ciekawią mnie koszmary (po za tym, czuję się troszkę jakbym w niektórych momentach czytała Zmierzch, przepraszam ;>) i co dalej będzie. Uwielbiam to, że wreszcie trafiłam na blog o długich rozdziałach, po krótkich mam zawsze niedosyt. Ludzie starają się zawrzeć w jednej stronie wszystko, pomijając jakikolwiek większy opis. U Ciebie tego nie zabrakło i jestem z tego faktu zadowolona.
Pozdrawiam :)
Bardzo dziękuje :)
UsuńStarałam się, żeby właśnie rozdział był długi, ale na drugi muszę się trochę wysilić :3 Co do opisów też się obawiałam, szczególnie na początku i ciągle mam dylematy, że trochę przesłodziłam nimi. Jasne, że można mówić, chcę trochę zagmatwać, ale chyba nie będzie tak źle :P
Jeśli chodzi o Zmierzch to nie mam zdania. Po prostu nie czytałam. Znaczy mam na półce, ale jakoś mi się tyłka w jego stronę nie chciało ruszyć :D Ale jasne porównanie może być dobre, więc dobrze, że piszesz mi swoje zdanie, dziękuje :)
Dr D.
OdpowiedzUsuńAby nic na siebie nie nachodziło, tak na wszelki:
.content{position:absolute; left: 0px;}
Albo:
.main-inner{position:absolute; left: 0px;}
W miejscu zera wpisujesz wartość px, często będzie to nawet 200px, przez co wszystko będzie na środku strony, oczywiście chodzi o położenie, a nie tekst.
Tak używam tego zawsze. Ale bardzo dziękuje za pomoc :)
UsuńSuper, bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuńDziękuje ślicznie :)
UsuńPierwszy oddział zaskoczył mnie dlugością! Tak naprawdę zorientowałam się, że jest taki obszerny, gdy po prostu wręcz go "pożarłam". Już mi się ten chłopak podoba! Chyba wyczuwam jakiś romans, prawda? Całe szczęście, że nie muszę czekać na kolejny rozdział, tylko jeszcze cztery są do mojej dyspozycji! A więc biegnę!
OdpowiedzUsuńwww.bezcena.blogspot.com.