niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 1

NYC, New York

Zapisywanie miejsc to taki mój mały zwyczaj, przypomina mi gdzie i jak pisałam. Ten powstał na pufie w cudownej kawiarni naprzeciwko Central Parku. Jestem z niego zadowolona, ale to Wy zdecydujcie :)
Blueberry




   - Jak było? – od wejścia do domu, a raczej wilii, wuj Radleson zaczął mnie nękać. Nie chodzi o to, że mnie denerwuje albo go nie lubię, po prostu zdecydowanie za bardzo się martwi. Gdy miesiąc temu miałam wypadek, a najcudowniejsi rodzice wyjechali ze względów służbowych, poprosili wuja o zajęcie się mną. Mimo, iż się na nich gniewam, gdyż wyobrażałam sobie, że to ich pierwszych zobaczę przy szpitalnym łóżku, a nie Ty i wujka, cieszę się, że nie musiałam z nimi jechać i codziennie widywać konie. Staram się o nich nie myśleć, a co dopiero miałabym mieszkać w stajni!
   - Dobrze, normalnie – odpowiedziałam i posłałam mu mały uśmiech. W zasadzie uniosłam tylko kąciki ust, więc zapewne wyglądało to na grymas. – Idę odrobić lekcje, muszę trochę nadrobić.
   - Okej, co chcesz na kolację? Mogą być po prostu kanapki czy coś zamówić? – Zapomniałam o jeszcze jednym. Zazwyczaj u wuja była służąca, ale ostatnio wyjechała do rodziny na miesiąc, więc jedzenie było… ekstremalne.
   - Kanapki byłyby super, dzięki – pokiwałam głową i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Torba na moim ramieniu co chwilę odbijała się o poręcz, przewracając wszystkie książki. Choć raczej nie były one idealnie ułożone po moim powrocie. Wuj nie mógł po mnie przyjechać, a autobusy nie jeździły, aż tu, więc wybrałam się na półtora godzinny powrotny spacer. Na szczęście pogoda nie zrobiła mi psikusa i była w sam raz. Bez deszczu i dość chłodno. Właśnie taką temperaturę uwielbiał mój organizm. Upał zdecydowanie nie został stworzony dla mnie co nie znaczy, że nie marzłam.
   Otworzyłam drzwi od mojego pokoju, jednego z ładniejszych pomieszczeń w tym domu. W porównaniu do reszty było małe i przytulne. Po środku stało olbrzymie, miękkie łóżko, na którym spokojnie wyspałyby się trzy osoby. Naprzeciwko stała drewniana szafa, do której bez problemu się mieściłam, gdy czegoś szukałam. Za to pod oknem mieściła się najwspanialsza rzecz na świecie. Przeogromne biurko z jasnego drewna z laptopem po prawej stronie i miejscem na pracę po lewej. Siedząc przy nim przez okno spoglądałam na las w każdym odcieniu zieleni. Teraz rzuciłam torbę na fotel i wyciągnęłam podręcznik od historii. Miałam zaległości po przeniesieniu się do nowej szkoły, w której nie dość, ze poziom był o wiele wyższy, to trafiłam do klasy wyższej.  W związku z tym byłam o rok młodsza, choć raczej mało kto o tym wiedział. Jednak musiałam teraz o wiele więcej się uczyć, żeby nadążać, a w przypadku historii jest to niemały wyczyn. Nigdy mnie nie ciągnęło do przeszłości ani niczego z tym związanego. Za to uwielbiam matematykę i fotografię. To drugie to mój najnowszy przedmiot i, o dziwo!, tutaj obowiązkowy. Już po pierwszej lekcji poczułam do tego sympatię, więc chętnie i szybko się uczyłam.
   Po dwóch godzinach miałam dość obszernie wyuczoną historię, ale jednak zawsze coś. Jutro czekał mnie sprawdzian z całego wieku, więc opanowało mnie lekkie zdenerwowanie. Przynajmniej w brzuchu mi nie burczało i raczej nie będzie przez najbliższy rok po tym co zjadłam. Zgarnęłam z brzegu łóżka ręcznik i poszłam do łazienki. Wreszcie odświeżona i pachnąca białą wiśnią mogłam położyć się spać. Wzięłam jeszcze tylko leki i rzuciłam się na materac, po drodze uderzając w ramę nadgarstkiem. Chwilę kręciłam się z bólu, myśląc o siniaku gigancie, aż wreszcie mocno zasnęłam.



   - Nie! Przestańcie! – krzyknęłam. Biegłam w stronę Formotie, leżącego na ziemi i biczowanego przez jakiegoś mężczyznę. – To jego boli, ranicie go!
   Łzy płynęły mi po policzkach. Widziałam siwka, leżącego na ziemi w krwistej kałuży. Biegłam, ale ciągle nie wystarczająco szybko, co chwilę padałam w błoto i znów podnosiłam się, aby wszystko się powtarzało. W końcu nie mogłam oddychać i się podnieść. Próbowałam wrzeszczeć, ale nie umiałam wydobyć z siebie żadnego odgłosu. Nawet jęku.



   Tak naprawdę wrzeszczałam i szlochałam. Miotałam się na łóżku jeszcze chwilę po wybudzeniu, dopóki nie oprzytomniałam. Wuj na pewno mnie słyszał i go obudziłam, ale nie przyszedł. Przychodził przez pierwszy tydzień każdej nocy, ale w końcu odpuścił. Nie miał już sił.
   Spojrzałam na zegar. Było chwilę po czwartej, ale nie miałam już ochoty spać. Byłam cała mokra, więc poszłam wziąć kąpiel. Potem zeszłam na dół, po drodze licząc ilość schodów, żeby zrobić śniadanie. Gdy miałam ataki paniki, które ostatnio nękały mnie dość często, szczególnie gdy nie brałam leków, choć one i tak dużo nie dawały, zaczynałam liczyć i powoli przestawałam się dusić. Choć ciągle było to przerażające przeżycie.
   Wyciągnęłam chleb tostowy i cynamon w proszku. Namoczyłam kilka tostów i wstawiłam do piekarnika na dziesięć minut. W tym czasie obejrzałam sobie nadgarstek, na którym pojawił się fioletowy siniak. Stwierdziłam, że za kilka dni nie będzie śladu, więc nie zawracałam sobie głowy. Poszłam się przebrać do szkoły i zniosłam torbę na dół. Zarzuciłam rzeczy przy wyjściu i wcisnęłam na nogi trampki. Jeśli miałam iść na piechotę, to powinnam już wychodzić. Wrzuciłam kilka tostów do pojemnika na późnej, a resztę wzięłam na drogę. Napisałam na kartce wiadomość dla wuja i wyszłam z domu.



   - Corinne, jak ci poszło? – usłyszałam głos nauczyciela historii. Mogłam się nie grzebać, skarciłam się w myślach.
   - Mam nadzieję, że dobrze – wymamrotałam. Chciałam się jak najszybciej ulotnić. Lubiłam Matthew, ale nie miałam ochoty na rozmowę na temat mojej głupoty, dotyczącej historii.
   - Też mam taką nadzieję – uśmiechnął się pokrzepiająco. – Jeżeli nie, to musisz wziąć korepetycje. Myślałem o tym i sądzę, że Carnaty jest w porządku. No, nierób takiej miny – na mojej twarzy mimowolnie zawidniał grymas, jednak zgodziłam się i pożegnałam.
   Skierowałam się do jadalni, która znajdowała się w budynku obok. Jasne, nauka z Carnaty, już nie mogę się doczekać, pomyślałam. Carnaty Scottler. Cudowna, piękna, nieskazitelna, wychudzona, egoistyczna, znienawidzona przeze mnie, wyliczałam.  Już w pierwszym tygodniu szkoły pokazała mi ze swoją obstawą kto tu rządzi. Od tamtej chwili omijam ją kiedy tylko się da. Najgorsi, poza Carnaty, to Joe Maren i Martin Qurpey. Szczególnie ten drugi ostatnio pokazał na co go stać.
   - Oho, czyżbyś zwaliła setny sprawdzian z historii? – z rozmyślania wyrwał mnie Harry.
   - Nie, to numer sto pierwszy – pokazałam mu język i usiadłam obok. Przy stoliku siedzieli już Vivian i Susi.
   - A tak serio to jak było? Chcesz coś? – spytała Viv.
   - A biednym to nie chciałaś dać – pożalił się Harry.
   - Nie, dzięki. Mam nadzieję, że dobrze. Jeśli znowu zwaliłam to muszę poprosić o pomoc Carnaty – celowo schyliłam się po drugie śniadanie, wiedząc, że gapią się na mnie. – No co?
   - Piękna i bestia, no pięknie – zaczął Harry.
   - No wiesz, co? – wymierzyłam mu kuksańca w bok i lekko się skrzywiłam, przypominając sobie o siniaku.
   - Znowu spotkałaś Jacoba? – tylko Susi mogła zauważyć mój grymas bólu. Pokręciłam głową i machnęłam ręką.
   - To tylko jej głupota – zażartował chłopak. – Co tam masz?
   - Przepyszne tosty z cynamonem, chcesz?
   - To ja chyba wolę żarcie dla biedaków – wybuchnęłam śmiechem, widząc obrzydzenie na jego twarzy. – Ale co tam, daj.
   Podałam mu pojemnik, a sama zagarnęłam od niego jabłko. Przez chwilę patrzył się na mnie spode łba, ale w końcu przezwyciężyła jego chęć ciągłego jedzenia. Żarłok.
   - Nie mogę dziś siedzieć całej przerwy – pożaliłam się. - Mam teraz basen, lecę – oznajmiłam i wstałam.
   Ugryzłam jabłko i skierowałam się na pływalnię. Obiekty sportowe stały na samym końcu, więc przyśpieszyłam kroku. Trzy razy w tygodniu mieliśmy zajęcia fizyczne, w które wchodziły gry zespołowe, bieganie i basen. Z pływania cieszyłam się najbardziej, bo od małego to trenowałam, choć póki co, od niedawna przerażało mnie nurkowanie. Chwilowy brak powietrza był dla mnie chyba najgorszym horrorem. Prawdopodobnie po wypadku, kiedy Formotie na mnie upadł i nie potrafiłam oddychać.
   Wyciągnęłam smartfon i przejrzałam wiadomości. Wuj Radleson znów nie mógł po mnie przyjechać, więc napisałam, że dziś będę późno wieczorem, a jedzenie sama zrobię, więc niech się nie martwi. Po zajęciach będę musiała chwilę odpocząć zanim zabiorę się za wracanie na pieszo.
   Wyrzuciłam ogryzek do śmieci i sprawdziłam godzinę. Postanowiłam się nie spóźnić, więc pobiegłam do pływalni i szybko przebrałam w jednoczęściowy kostium. Chwilę później pływałam kraulem. Musiałam przepłynąć sto basenów. Dziś na szczęście było mało ludzi, więc szybko i bez problemowo pływałam. Nareszcie poczułam się odprężona i rozluźniona. Byłam przemęczona i śpiąca, ale wreszcie spokojna. Nie przejmowałam się codziennymi koszmarami i oblaniem głupiej historii. W końcu wyszłam z wody i poszłam pod prysznic.
   Stałam pod strużką wody długo za długo. Wszystkie dziewczyny już wyszły. Na obiekcie były już tylko drużyny pływackie, które codziennie mają swój trening. Niestety jest tylko męska drużyna, bo inaczej chętnie zapisałabym się do damskiej. Zmyłam szampon z włosów i chwilę bezmyślnie stałam pod wodą. Przyjrzałam się nadgarstkowi. Nie było widać siniaka za to na jego miejscu pojawił się małe czarne plamki. Zdecydowanie nie wyglądał naturalnie, ale doszłam do wniosku, że musiałam naprawdę mocno przywalić. Akurat to często mi się udawało.
   W końcu wygramoliłam się spod prysznica.  Przechodząc do szatni weszłam na pływalnię, gdzie rozpoczynały się treningi. Póki co słyszałam tylko śmiechy i żarty, więc pewnie trener jeszcze się nie pojawił.
   Spojrzałam w górę, na odskocznię, na której stał Traven Ree. Chodziłam z nim na fotografię, ale kilka razy widziałam go też w jadalni i na basenie. Przyjął pozycję i wyskoczył. Wygiął się w idealnym łuku, z silnie napiętymi mięśniami, które zdecydowanie posiadał. Kilka razy przeciął wodę rękoma i już był na brzegu. Kiedy wychodził woda spływała z niego obficie.
   Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że się na niego zagapiłam, ale już zauważył mój wzrok i skierował się do mnie. Pilnie wymyślałam jakąś wymówkę, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Miałam nadzieję, że nie stałam z rozwartą buzią, ale ucisk mojej szczęki zaprzeczał temu.
  - Corinne? Coś się stało? – spytał. 
   - Eee… - pomyślał, że coś się stało, dotarło do mnie. – Po prostu trochę zakręciło mi się w głowie.  – Idę do… eee… zimno tu. Pójdę już się ubrać, pa.
   Prawdopodobnie cała moja twarz właśnie przypominała cudownie dojrzałego buraka. Czułam ciepło na policzkach, które zdecydowanie nie dodawało mi uroku. Szybko prześlizgnęłam się przez drzwi do damskiej szatni, zostawiając Travena.
   Otworzyłam swoją szafkę i zaczęłam się ubierać. Naciągałam już bluzę, gdy poczułam silne pulsowanie przy ręce. Zsunęłam się na ziemię, oparłam o szafkę i zamknęłam oczy. Zaczęłam liczyć, ale nie miałam ataku paniki, więc na nic się to nie zdało. Ból powoli ustępował, lecz momentalnie poczułam się śpiąca. Ospale wyciągnęłam ręce i zaczęłam sznurować trampki.
   Może się przewietrzyłam, pomyślałam. Przecież ciągle było mi zimno, przypomniałam sobie.
   Podniosłam się do połowy, ale zaraz z powrotem osunęłam. Miałam wrażenie, że zemdleję. Próbowałam nie zamykać powiek, ale chęć snu zaczęła zwyciężać.



   Biegłam przed siebie cała zdyszana i spocona. Co chwilę się potykałam, ale nie mogłam upaść. Coś podpowiadało mi, że wtedy zginę. Byłam w lesie w nocy, widziałam księżyc w pełni i gwieździste niebo. W twarz uderzały mi gałęzie. Przede mną wystawała korzeń z pobliskiego drzewa. Ostatkiem sił ją przeskoczyłam i dalej pociągałam noga za nogą. Nie mogłam się zatrzymać. Musiałam poruszać się do przodu. Stopa zahaczyła mi o kolejną korzeń i wylądowałam na ziemi. Odwróciłam się na boku w stronę niebezpieczeństwa, a wtedy poczułam kły na swoim ciele. Zaczęłam wrzeszczeć ile sił w płucach. Nie mogłam się ruszyć. Czułam, że umieram…



   Z oddali słyszałam jakiś huk, ale był niewyraźny i stłumiony. Na darmo spróbowałam unieść powieki, które były jak z ołowiu.
   - Jesteś ubrana? – zrozumiałam. Nie miałam nawet siły odpowiedzieć.
   - … Wchodzę! – zarejestrowałam tylko głośniejszą część, ale przynajmniej tym razem rozpoznałam głos Travena.
   Najpierw słyszałam szuranie i nawoływanie, aż w końcu dotarł do mnie, gdzie w dalszym czasie opierałam się o szafki. Chłopak pojawił się przy mnie i ukląkł przede mną.
   - Co się stało? – spytał. Ciągle nie uchyliłam powiek i tylko pokiwałam przecząco głową.
   Pomyślałam, że wstał i odszedł, ale w tej samej chwili poczułam, że wkłada ręce pod moje kolana i podnosi. Próbowałam się uwolnić, ale tylko zacisnął uścisk.
   - Przestań.
   W jego ramionach czułam się jak mała, zniszczona, szmaciana lalka do zabawy. Nawet gdybym miała więcej siły, nie udałoby mi się wyplątać.
   Po drodze schylił się dwa razy, pewnie wziął nasze torby, a i tak nie dyszał, choć nie należałam do najlżejszych dziewczyn. Usłyszałam odgłos otwieranego samochodu i znów spróbowałam się wyrwać. Oczywiście na marne. Wsadził mnie na miejsce pasażera i zapiął pasy. Potem obszedł samochód i wsiadł za kierownicę.
   - Corinne? Cori? – rozchyliłam powieki i odwróciłam twarz w jego stronę. – Proszę, daj mi telefon – pokręciłam przecząco głową. Po takiej akcji dopiero wuj zacząłby się zmartwiać.
   - Nie… - zachrypiałam i odchrząknęłam. – Proszę.
   Jednak chłopak bez słowo wyciągnął smartfona z mojej torby i zaczął coś na nim robić. Po chwili włożył go do swojej kieszeni. Prychnęłam, ale się nie odezwałam.
   - Zabolał cię nadgarstek? – spytał, uważnie przypatrując się mojej twarzy.
   - Skąd? Co? – byłam zdezorientowana.
   - Zauważyłem plamy jak cię niosłem. Miałaś koszmar, prawda? – potwierdziłam i zrobiło mi się głupio na myśl, że słyszał jak krzyczę. Z drugiej strony to miłe, że się zatroszczył.
   - Okej, to jedziemy. Prześpij się, bo to godzina drogi stąd.
   - Co? Ej?! Nie, nie, nie. Błagam cię. Nic mi nie jest, naprawdę – spróbowałam otworzyć drzwi, ale sekundę przed moim ruchem je zablokował. Spojrzałam na niego spode łba, ale widząc jego oczy domyśliłam się, że już postawił na swoim.
   Świetnie, jadę samochodem z kolesiem, którego dobrze nie znam. Gratulacje Cori, gratulacje, pomyślałam. Chwilę przyglądałam się jak prowadzi. Jego dłoniom na kierownicy i skupieniu wypisanym na wargach. Jechał szybko, za szybko. Zdecydowanie nieprzepisowo, ale prowadził jak doświadczony kierowca. Znowu poczułam się senna. Byłam wyczerpana koszmarem, wysiłkiem na basenie i tym, że od dawna nie przespałam całej nocy. Oparłam głowę na szybie i na minutę zamknęłam powieki.



   Poczułam jak ktoś obraca mi dłoń i dotyka opuszkami palców mój, przyciągający same kłopoty, siniak. Mimowolnie syknęłam, więc otworzyłam oczy. Spodziewałam się ujrzeć Travena lub jakiegoś lekarza, a nie idealną kopię chłopaka. W zasadzie to Traven jest kopią, ale bez różnicy. Zobaczyłam dojrzałego mężczyznę z ciemnymi brązowymi włosami i tak samo piwnymi oczami. Mogłam się założyć, że to jest ojciec Travena.
   - Spokojnie, jeszcze chwilę. Traven! – powiedział, gdy zobaczył, że się obudziłam.
   Leżałam na grubej, skórzanej kanapie w ciemnym pomieszczeniu, które przypominało gabinet lekarski. Dopiero teraz zobaczyłam, że mężczyzna ma na sobie biały uniform.
   - Tak, tato? – widząc znajomą twarz, co nieco się uspokoiłam.
   - Pomożesz mi? Przytrzymaj Cori rękę, żeby odpłynęła krew. Muszę sprawdzić czy… siniak się zmieni. Nie bój się, to nie zaboli – spojrzał na mnie i dodał mi otuchy. Nic nie widziałam, więc tylko czekałam, aż skończą.
   - Używałeś na niej…? – ojciec w połowie urwał zdanie.
   - Tylko teraz w samochodzie. Nie powinienem?
   - Chyba już i tak jest za późno.
   Podniosłam się do pozycji siedzącej i powoli wstałam.
   - O co chodzi?
   - Core, później… - zaczął Traven.
   - Żadne później – warknęłam. – Najpierw zawozisz mnie mimo protestów jakieś mile od mojego domu, a teraz coś ukrywasz. Chyba coś mi się należy, co?!
   - Zauważ, że gdybym…
   - Przestańcie obydwoje. Wytłumaczę ci, Cori. Po pierwsze Trave dobrze zrobił, przywożąc cię. Nie masz nawet pojęcia jak dobrze zrobił. Po drugie jestem lekarzem i sprawdzenie tego da ci jakieś pojęcie. Może ci się trochę… eee… ten siniak zmienić, więc nie panikuj. Po prostu czasem tak bywa.
   - No pięknie – wymamrotałam. – Walnąć się ręką o brzeg łóżka i mieć jeszcze z tego później problemy. Mam po prostu przeogromny talent.
   - Jeszcze jedno, Cori. Trave wspomniał mi o koszmarach nocnych. Długo je masz?
   - Od wypadku.
   - Ach, tak. Radleson mi wspominał. Jakbyś miała z tym problem albo nie zaczną znikać, bo pewnie nie możesz spać, to powiedz mi lub jemu. Tu masz mój numer, jakby coś się działo. Teraz już wracajcie do domów. W końcu jutro szkoła.



   - Wspominałaś coś o wypadku? – podjeżdżaliśmy pod willę.
   - Nie chcę o tym gadać, dobra? – mrugnęłam.
   - Jasne, przepraszam – spojrzał na mnie. Wiedziałam, że zauważył łzę w kąciku mojego oka. – Jeśli będziesz chciała porozmawiać to zawsze będę – uśmiechnęłam się blado i otworzyłam drzwi od samochodu. – I informuj o koszmarach, to naprawdę ważne.
   Przewróciłam oczami, ale kiwnęłam głową.
   -Dziękuje… Trave. Szczerze to dawno nie zasnęłam bez koszmarów, a dziś po raz pierwszy od miesiąca po prostu zasnęłam w samochodzie i się obudziłam – zatrzasnęłam drzwiczki i zaciągnęłam torbę do domu. Nie mogłam doczekać się spotkania z wujem.

11 komentarzy:

  1. O ja cię :o Z góry przepraszam, ale nie jestem dobra w komentowaniu i wytykaniu błędów, a dzisiaj wyjątkowo nie umiem niczego porządnego sklecić :)
    ,,Zarzuciłam rzeczy przy wyjściu i wcisnęłam trampki." niezbyt rozumiem sens, wydaje mi się, że tam powinno być ,,wcisnęłam na nogi trampki", chociaż mogę się mylić :)
    ,,...wymierzyłam mu kuś tańca w bok i lekko się skrzywiłam, przypominając sobie o siniaku." to raczej zwykła literówka, błąd programu do edycji tekstu. ale wolałam napisać :)
    Co do samej fabuły: zaciekawiłaś mnie i już zaczęłam shippować Travena i Corinne xD
    I zastanawia mnie ten siniak. Jeny, dobrze, że mi nie dzieją się takie rzeczy, gdy sobie coś zrobię, bo byłoby nie ciekawie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i przepraszam, że tak bez ładu i składu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ładem i składem :)
      Błędy poprawione, co do pierwszego chyba za szybki skrót myślowy, a w dwójce... nie, nie wyjaśnię, coś dziwnego.
      Teraz tak bardziej ode mnie - wielkie, wielkie dzięki za komentarz i obserwowanie, pierwsze na blogu, więc zmotywowałaś mnie najbardziej na świecie. Już mam dla kogo pisać! :)

      Usuń
  2. Rozdział świetny! Brakuje mi słów żeby go opisać haha na początek powiem ( napisze), że łączy mnie coś wspólnego z główną bohaterką też jestem o rok młodsza w klasie ^^ ( nie nic ) tak poza tym wczoraj czytałam Prolog na telefonie i nie do końca widziałam ten szablon i dzisiaj jak zobaczyłam te zdj dziewczyny *--* mogłabym się dowiedzieć w jakim programie je przerabiałaś? Przejdźmy do rozdziału.. jest dłuugi, ale pochłonęłam go szybko. Treść jest lekka i przyjemna ( przyznam się, że nie omijałam tekstu co często mi się zdarza :D ) I to całe zajście na basenie ;-; jak ona się tak mogła paczeć na niego gdy on skakał do wody!! xD grrrr ale omg jak to musiało suodko wyglądać gdy niósł ją na rękach *-* wgl cudownie by było gdyby byli razem noooo <333 Przejdźmy do siniaka. Czy przez to będzie miała jakąś moc? czy cuś ? ;-; bo tak dla mnie to wygląda.. tajemniczo XD Pisz ten 2 rozdział, bo doczekać się nie mogę <3 może jakiś mały spojler ;c ? haha
    Pozdrawiam, Życzę weny xoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, też mi się zdarza pomijać kilka zdań w tekstach. Musiałam wiele zrobić, żeby dokładnie przeczytać to co napisałam.
      Zdjęcie przerabiałam w Gimpie 2.6 i trochę w PhotoScapie, ale drugie było mi potrzebne tylko na małe fragmenty. W razie czego mogę pomóc :)
      Spojlera nie będzie :P Za to mogę powiedzieć, bo ostatnio się zastanawiałam i doszłam do tego, że to tak może wyglądać. Nie chodzi o wilkołaki :) Hah, teraz ci którzy przeczytają ten komentarz mogą co nieco więcej pomyśleć ^^
      Rozdział drugi staram się, staram... ale mam póki co tyle pomysłów (i dobrze!), że muszę się zastanowić, którą wersje wybrać.

      Usuń
  3. Błędów nie umiem wytykać, więc opowiem co mi się podobało.
    Najbardziej cieszę się z tego, że znalazłam coś lekkiego i przyjemnego (mogę tak mówić skoro główna bohaterka ma koszmary?). Chodzi mi o to, że jak narazie historia jest ciekawa i... łatwa w odbiorze.
    Bardzo ciekawią mnie koszmary (po za tym, czuję się troszkę jakbym w niektórych momentach czytała Zmierzch, przepraszam ;>) i co dalej będzie. Uwielbiam to, że wreszcie trafiłam na blog o długich rozdziałach, po krótkich mam zawsze niedosyt. Ludzie starają się zawrzeć w jednej stronie wszystko, pomijając jakikolwiek większy opis. U Ciebie tego nie zabrakło i jestem z tego faktu zadowolona.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje :)
      Starałam się, żeby właśnie rozdział był długi, ale na drugi muszę się trochę wysilić :3 Co do opisów też się obawiałam, szczególnie na początku i ciągle mam dylematy, że trochę przesłodziłam nimi. Jasne, że można mówić, chcę trochę zagmatwać, ale chyba nie będzie tak źle :P
      Jeśli chodzi o Zmierzch to nie mam zdania. Po prostu nie czytałam. Znaczy mam na półce, ale jakoś mi się tyłka w jego stronę nie chciało ruszyć :D Ale jasne porównanie może być dobre, więc dobrze, że piszesz mi swoje zdanie, dziękuje :)

      Usuń
  4. Dr D.
    Aby nic na siebie nie nachodziło, tak na wszelki:
    .content{position:absolute; left: 0px;}
    Albo:
    .main-inner{position:absolute; left: 0px;}
    W miejscu zera wpisujesz wartość px, często będzie to nawet 200px, przez co wszystko będzie na środku strony, oczywiście chodzi o położenie, a nie tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak używam tego zawsze. Ale bardzo dziękuje za pomoc :)

      Usuń
  5. Super, bardzo mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy oddział zaskoczył mnie dlugością! Tak naprawdę zorientowałam się, że jest taki obszerny, gdy po prostu wręcz go "pożarłam". Już mi się ten chłopak podoba! Chyba wyczuwam jakiś romans, prawda? Całe szczęście, że nie muszę czekać na kolejny rozdział, tylko jeszcze cztery są do mojej dyspozycji! A więc biegnę!

    www.bezcena.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń

CZYTAM = KOMENTUJĘ :)