Lidzbark Warmiński, Polska
Wstawiłam pasek z muzyką, jeżeli niektórzy wolą tak czytać. Ja osobiście nie potrafię, choć sprawdzając Przebudzoną, zawsze puszczam One Republic "Love Runs Out".
Miłego czytania!
Blueberry
Wysiadłam z samochodu Viv, mocno trzaskając drzwiami.
Spojrzałam przepraszająco na koleżankę, ale ta machnęła tylko ręką. Po chwili
usłyszałam podobny trzask.
- Sorry, znowu
się zapomniałam – Susi posłała takie same spojrzenie. Zachciało mi się śmiać,
ale zajęłam się oglądaniem centrum handlowego.
Sam budynek nie był wielki, choć wyglądał na
ciasny. W kilku miejscach można było się zastanawiać czy zaraz runie przez
odpadający tynk. Przed wejściem wisiał szyld z napisem SHOP LAND, ale kilka
liter się nie świeciło, więc z daleka wyglądało to raczej na HOP AD.
Od wczoraj
próbowałam uciec od wypadu na zakupy, ale koleżanki były nieugięte. Nawet Harry
zaczął mnie namawiać, choć sam się nie wybierał. W końcu Susi mnie przekonała,
mówiąc, że znajdę tu też księgarnię. Tak. Wypad do księgarni był mi
zdecydowanie potrzebny. Potrzebowałam nowej książki i chciałam też znaleźć coś
o miasteczku Pahrump. I tym właśnie sposobem dziś po lekcjach wpakowałam się do
samochodu Viv i ruszyłyśmy w ponad godzinną podróż do Enterprise. Stąd
wystarczyło już tylko pół godziny, aby dostać się do Las Vegas. Jeszcze nigdy
tam nie byłam, ale nie ciągnęło mnie jak niektórych ze szkoły.
Dziewczyny
trajkotały radośnie, więc westchnęłam i włączyłam się do rozmowy. Akurat
wybierały chłopaków, z którymi chciałyby pójść na bal zimowy.
- Ben jest
niezły – stwierdziła Toe. – Ciacho i do tego jeszcze gra w drużynie kosza.
- To prawda.
Chętnie bym go schrupała – dodała Susi. – Choć na moim pierwszym miejscu i tak
jest Traven.
- Ej! Tego w
ogóle nie brałam pod uwagę, mówiąc o Benie. Ale Ree i tak nikogo nie zaprosi,
niestety. No chyba, że Cori.
- Haha… ha –
wydobyłam z siebie udawany śmiech. – I co jeszcze, Toe, co?
- Jesteś pewna,
że chcesz wiedzieć? – wtrąciła się Viv z nienagannym uśmieszkiem. – W każdym
razie nie powiesz, że ci się nie podoba, co?
Może i jest
cudem świata, ale żeby mi się podobał, pomyślałam. No racja! Komu on się nie
mógł podobać! Gdy wchodził do sali od razu wszystkie dziewczyny kierowały na
niego wzrok, a nawet kilku chłopaków. Bywa, skwitowałam.
- Nie musi być w typie każdego – odparłam.
- Cori? Wiesz,
że gdy kłamiesz robią ci się czerwone policzki? – zaśmiała się Susi. –
Aktualnie są co najmniej w kolorze buraków.
Cholera!
- Albo
grejpfruta! O boże! Chodźcie! Uwielbiam ten sklep. Mają tu wszystko – Toe
pociągnęła nas do najbliższego sklepu i od razu doskoczyła do półek.
Susi i Toe
wiedziały od razu, czego szukać. Czegoś obcisłego, ciemnego, ewentualnie
czerwonego. Mimo, iż wcześniej nie przyjaźniły się bardzo, od wczoraj złapały
ze sobą ogromną więź. Choć i tak była ona niczym w porównaniu do czegoś
wytworzonego pomiędzy Susi i Viv.
W każdym razie
teraz dziewczyny we dwie skakały od półki do półki, szukając obcisłych
sukienek. Vivian za to rozglądała się z dala, aż w końcu ruszyła w kierunku
półki. Po sekundzie wróciła, trzymając kolorową sukienkę z dekoltem w kształcie
serka. Spojrzała na mnie i pociągnęła w głąb sklepu. Nie sądziłam, że uda się
znaleźć coś odpowiadającego mi, ale pozwoliłam jej skakać dookoła mnie.
A jednak. Po
chwili stałam przed przymierzalnią z trzema sukienkami i parą beżowych szpilek.
Viv powiedziała, że będą pasowały do każdej, a inaczej nie wypada przymierzać
bez odpowiednich butów. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, ale grzecznie
je wzięłam i ustawiłam się w kolejce.
Teraz czekałam
na swoją kolej, patrząc nie ufnie na to co mam w ręku. Zdecydowanie najbardziej
przerażające były szpilki, choć jedna z sukienek też nie wyglądała zachęcająco.
Miała olbrzymi dekolt i prawdopodobnie kończyła się przed połowem uda. Tak… Już
postanowiłam, że ominę ją bez mierzenia.
W końcu weszłam
do przymierzalni i włożyłam pierwszą sukienkę. Była cała beżowa z gołymi
plecami i sporym dekoltem. Nie czułam się w niej komfortowo, więc krzyknęłam
dziewczynom, że ta na pewno nie. Przymierzyłam drugą. Moja nadzieja była tylko
w niej. Była cała czarna z rozkloszowanym dołem i dekoltem w kształcie
rogalika. Odwróciłam się w stronę lustra i spojrzałam na siebie. Musiałam
przyznać, że Viv miała świetne wyczucie stylu. Sukienka idealnie opinała moje
ciało i delikatnie powiększała dekolt. Odwróciłam się do lustra i zerknęłam na
tył. Nieźle.
- Powinnaś iść w
rozpuszczonych włosach – powiedziała Viv, pojawiając się przy mnie.
Zawołała
dziewczyny.
- Zarąbiście
wyglądasz – stwierdziła Susi.
- Teraz na pewno
poderwiesz Travena – zaśmiała się Toe. Poczułam jak policzki mi zapiekły. – I
nie zaprzeczaj nawet, że nie chcesz. A teraz spójrzcie na mnie.
Dziewczyna miała
na sobie krótką, granatową sukienkę przed połowę uda i wysokie szpilki.
- Odważnie –
stwierdziłam zgodnie z prawdą. Sama nie odważyłabym się czegoś takiego założyć.
- I seksownie –
zauważyła Viv. – Ale upnij włosy. Masz długą szyję, więc ją pokazuj.
- Tak. Myślałam
o koku na czubku głowy, ale jeszcze zobaczymy. Wybrałyście już?
We trzy równocześnie
skinęłyśmy głowami i poszłyśmy zapłacić. Dziewczyny chciały wstąpić do
perfumerii, więc ja szybko skoczyłam do księgarni. Wchodząc, od razu poczułam
zapach książek. Nie przepadałam za tymi nowymi książkami, raczej za starymi,
choć uważałam, że każde mają swój specyficzny zapach.
Szybko znalazłam
dział z historią i przewodnikami. Moje oczy prawie od razu znalazły to czego
szukałam. Opisywała okoliczne baśnie i legendy, ale miałam nadzieje coś w niej
znaleźć. Postanowiłam zapłacić i pójść do dziewczyn, które zapewne już na mnie
czekały. Odwróciłam się na pięcie i napotkałam przeszkodę. Zderzyłam się z
prawie dwumetrowym obiektem, który był mężczyzną. W chwili gdy go dotknęłam, na całym ciele
poczułam iskry. Syknęłam i cofnęłam rękę. Była prawie pewna, że teraz moje
włosy stały dęba. Spojrzałam się na chłopaka z niemałym przerażeniem, ale ten
wyglądał normalnie. Normalnie jak na chłopaka w wieku dwudziestu lat.
Ubzdurałaś coś
sobie, przygłupie, pomyślałam i uważniej przyjrzałam się poprzedniej
przeszkodzie.
- Coś się stało?
– spytał.
No świetnie! Już
drugi raz w ciągu dwóch dni zapatrzyłam się na płeć przeciwną.
- Nie,
przepraszam. Idę do kasy… kupić książkę.
No co ty?! Kupić
książkę, dziesięć punktów dla Corinne, przeszło mi przez myśl.
- Jasne –
stwierdził, nie przejmując się moją głupotą. – Nie przeszkadzam.
Kiwnęłam głową i
przeszłam obok niego, niechcący ocierając o niego ręką. Znowu poczułam iskry i
automatycznie złapałam się za rękę. Delikatnie pulsowała, choć z początku
miałam wrażenie, że jestem poparzona. Spojrzałam się na chłopaka z przerażeniem
w oczach. Cofnęłam się o krok i jak najszybciej wycofałam. Patrzył za mną z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, dopóki nie opuściłam księgarni.
- Chyba sobie
żartujesz! – wrzasnęłam na Toe, choć ze względu na okoliczność był to ciągle
szept.
Stałam przed ścianą
budynku biblioteki szkolnej. Było po północy, więc musiałyśmy się włamać.
Wiedziałam, że jest to niezgodne z prawem, ale moja ciekawość zwyciężyła.
A teraz miałam
wdrapać się po żywopłocie na dach. Samobójstwo. Co prawda Toe już stała na
dachu i czegoś szukała, ale moja kondycja i siła nie była w szczytowej formie.
- Nie możemy
wejść głównym wejściem? – spytałam.
- I włączyć
wszystkie alarmy?
- To ta szkoła
ma alarmy!? – tym razem naprawdę wrzasnęłam. – Wow… - dodałam ciszej.
- Cicho bądź –
syknęła Toe.
Dziewczyna była mocno
zniecierpliwiona. Od kilku minut czekała, aż wdrapię się do niej. W końcu to
tylko dwa metry. Całe dwa metry! Zaklęłam po nosem, ale złapałam się drabinki.
Pociągnęłam ją w dół, ale wyglądała na wytrzymałą. Złapałam ją rękoma i
podciągnęłam nogi, potem powtórzyłam ten ruch kilka razy, aż wyczułam grunt. Na
trzęsących się nogach, spojrzałam na Toe dumna ze swojego wyczynu.
Na szczęście dla
mnie dziewczyna znalazła już wejście i otworzyła w czasie mojego
dziesięciominutowego zastanawiania nad wdrapaniem się na dach. Ręką przywołała
mnie do siebie i wyszeptała.
- Będę stała na
czatach – spojrzałam na nią przerażona. – Teraz słuchaj uważnie. Na dole w
szufladzie pod biurkiem pani Sufeen są klucze. Weźmiesz je i otworzysz tylne
przejście.
- Co proszę? Mam
się włamać?
- A niby co
teraz robisz?
- Racja…
- W każdym razie
następnie wejdziesz do pokoju, a tam już będziesz wiedziała co dalej. Tylko
pospiesz się, proszę.
Wsunęłam nogi w
otwór i zeskoczyłam. Oczywiście nie wylądowałam z gracją jak kot tylko
wywaliłam się na brzuch. Cicho stęknęłam i wstałam.
- Wiesz, że tu
jest drabina? – usłyszałam z góry.
- Do prawdy? Nie
mogłaś wcześniej? – uniosłam brwi i podeszłam do biurka bibliotekarki.
Sprawdziłam
starannie szuflady, ale nie mogłam znaleźć kluczy. W końcu natrafiłam na małą
szparę i wsunęłam do niej rękę. Poczułam pod dłonią metal. Znalazłam – wielką
obręcz z ponad trzydziestoma kluczami.
W kliku krokach
ominęłam bibliotekę i skierowałam się do jej tylnej drzwi. Dopadłam do ledwo
widocznych drzwi. Wsunęłam pierwszy klucz z brzegu. Nie pasował. Takie już moje
szczęście.
Gdy wkładałam
ósmy z kolei klucz, ręce okropnie mi się trzęsły. Czy te małe cholerstwa nie
mogły być opisane? Miałam wrażenie, że stałam tu już pół godziny, próbując
otworzyć te przeklęte drzwi. Co chwilę nerwowo rozglądałam się na bok i
nasłuchiwałam. Wreszcie trzynasty klucz wsunął się do otworu i przekręcił.
Popchnęłam drzwi i aż wstrzymałam oddech, gdy zaskrzypiały.
To było
archiwum. Archiwum! Jak w filmach kryminalnych. Brakowało tylko tajnego
przejścia przez półki z książkami, gdzie pociągałoby się jakąś dźwignię. Albo
wyciągało z półki starą, zakurzoną książkę.
Weszłam do
niewielkiego pomieszczenia, zostawiając otwarte drzwi. Pod tylną ścianą stało
biurko, a naprzeciwko dwa krzesła. Poza tym wszędzie widziałam gabloty z
szufladami, a na których naklejono litery od A do Z. W rogu zauważyłam jeszcze
małą półkę z książkami. Ta część najbardziej mnie zaciekawiła. Podeszłam do
niej i przyjrzałam się tytułom. Większość z nich dotyczyła historii miasteczka,
ale niektóre miały inną tematykę. Szczególnie dwa tytuły przykuły moja uwagę: Elektryczność ciała i dalsze skutki oraz
Kontrolowanie. Sięgnęłam po pierwszą
z nich. Była ciężka i zniszczona używaniem. Usiadłam po turecku i otworzyłam na
przypadkowej stronie. Szybko przekartkowałam ją do końca, ale nic nie
znalazłam, a w każdym razie nie rozumiałam. Odłożyłam ją na miejsce i sięgnęłam
po drugą, gdy zauważyłam kilkanaście książek w tej samej oprawie. Na pierwszej
widniało: Rada XVI, Pahrump, a na
ostatniej: Rada XXI, Pahrump. Po
chwili zrozumiałam, że cyfry rzymskie to wieki. Sięgnęłam po ostatnią i
otworzyłam na pierwszej stronie. Od razu zorientowałam się, że prawie nic nie
mogę rozczytać. Przerzuciłam trochę stron, aż znalazłam tekst, który jako tako
mogłam przeczytać.
Status Przemienionych
Niniejszym ustanawia się:
Za obowiązek każdej osoby Auxilium wydanie osoby przemienionej do Rady. Następnie Rada ma prawo ustanowić związek z tą osobą i zadecydować o dalszym losie. W przypadku poruszenia prawa Rada wymierza kary wszystkim osobom powiązanym.
Za obowiązek każdej osoby Auxilium wydanie osoby przemienionej do Rady. Następnie Rada ma prawo ustanowić związek z tą osobą i zadecydować o dalszym losie. W przypadku poruszenia prawa Rada wymierza kary wszystkim osobom powiązanym.
Zatwierdzone przez Radę XX, Pahrump
Tekst poniżej
był już niezrozumiały. Przez moją głowę przeleciał tysiąc pytań.
O co tu chodzi?
Jaka Rada? Status Przemienionych? I jeszcze to Auxilium?
Zanotowałam na
kartce papieru dziwną nazwę. Przełożyłam stronę z nadzieją na znalezienie większej
ilości informacji. Znalazłam jedynie bardzo krótki wpis.
Sprawa Josenirena Ree
Niniejszym Rada ustanowiła, iż:
Niniejszym Rada ustanowiła, iż:
W związku z Amanthą Fresley Rada wydała
konsensus.
Odmowa przez Radę XXI, Pahrump
Poczułam
ukłucie, gdy zorientowałam się, że Traven również ma na nazwisko Ree. Zanotowałam
nazwisko dziewczyny. Przerzuciłam kartkę, ale dalej strony były czyste.
Zamknęłam księgę i wzięłam kolejną.
To wszystko jest
totalnie powalone, pomyślałam.
Nagle usłyszałam huk. Brzmiał jak wystrzał
armaty. Momentalnie podskoczyłam i od razu pomyślałam o jednym. Klapa na dachu.
Błyskawicznie odłożyłam księgę na miejsce i doskoczyłam do drzwi.
Dobrze, że
zostawiłam klucz w zamku, tylko to zdołało przejść mi przez myśl.
Sprintem
doskoczyłam do biurka pani Sufeen i wcisnęłam w szparę klucz. Chyba zrobiłam to
w ostatnią sekundę. Dotykając rękoma blatu ,poczułam na szyi ciepły oddech. Z
przerażeniem w oczach odwróciłam się i zaklęłam.
- Cholera jasna.
Pierwsza ^^ Ide czytać :D
OdpowiedzUsuńOmg świetne! *-* Dlaczemu w takim momencie musialas zakonczyc rozdzial? Grrr >.< Czyj oddech poczuła? :D I jak ona nie może lubić robić zakupów? ... Coś mi się wydaje, ze jezcze spotka tego goscia z ksiagarni.. I po co ona w nocy wlamywala sie do szkoly? Mam nadzieje ze wyjasni sie co to ta Rada. Status przenienionych... I dziekuje za poinfornowanie mnie ze rozdzial sie pojawil *--* Oczywiscie czekam z nieciepliwoscią na nastepny haha :3
UsuńPozdrowienia
Życze weny
Xoxo
Dochodzę do wniosku, że uwielbiam przerywać w takich momentach ^.^
UsuńWszystko wyjaśni się w swoim czasie... :P
Ten chłopak z księgarni jest, moim zdaniem, beeeeeeeeeeeeeeeee.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem sensu włamywania się w nocy do szkoły i coś czuję, że Toe ją wkopała.
Końcówka, jest straszna. I to pod każdym względem. Strasznie intrygująca, przerażająca i wszystkoooo po kolei.
Naprawdę, chcę wiedzieć, kto tam jest razem z nią.
Czekam na kolejny rozdział :)
"Beeeeeeeeeeeeeeee" - naprawdę za każdym razem mnie rozwalasz ;)
UsuńMam coś złe przeczucie, że w takim razie załamana będziesz kto to będzie skoro miało być strasznie... Postaram się jeszcze coś wymyślić...
Co do Toe - hmmm, ciekawe :)
Ojeja cudowny *.* Świetnie piszesz i miło się czyta. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału Oo Coś mi się wydaje, że właścicielem owego tajemniczego oddechu jest Traven, ale to tylko takie moje przypuszczenia :) Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo :) Coś mi się wydaje, że być może masz dużo racji ^.^, ale jeszcze nie ustaliłam do końca, więc zobaczymy. Mam kilka pomysłów, a wybiorę ten, który (mam nadzieję) będzie najlepszy.
UsuńBogowie, czemu wszyscy przerywają w takich momentach? ;-; To jest niegrzeczne :c XD
OdpowiedzUsuńJedyne do czego chcę się przyczepić to zdanie "Sam budynek nie był wielki, choć wyglądał na ciasny." Być może wynika to z opóźnionego działania mojego mózgu, ale nie ogarniam sensu.
Poza tym wszystko pięknie :)) Weny :3
W zasadzie... Też nie ogarniam :3 Potem przemienię tę głupotę :)
UsuńOtrzymujesz ode mnie nominację do Liebster Awards. Szczegóły na moim blogu.
OdpowiedzUsuńhttp://nowa-w-hogwarcie.blogspot.com/
:D
Wow, bardzo dziękuje ;)
UsuńSkorzystam :D
Przeczytałam całego bloga przed chwileczką i mnie zachęciło do dalszego czytania.
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie. Pozazdrościć talentu. ^^
Ładnie opisujesz zdarzenia. :))
Co do rozdziału...
Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? No jak? ;-;
Pozdrawiam i weny. xx
PS Dzięki za nominację! <33
Może jednak bez przesady z tym talentem, co :P Ukłony należą się zdecydowanie innym. Ja póki co zaczynam drogę po schodach :)
UsuńCoraz bardziej lubię kończyć w takich momentach :D
Jeny ,ale zakończenie *O* ,nawet nie będę komentować pędzę do następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńHaha, super, że przybywa Was tu coraz więcej :)
UsuńKTO TO JEST?!
OdpowiedzUsuńStatus przemienionych? Elektryczność? Tajemnice miasta!
Biegnę dalej!
www.bezcenna.blogspot.com