poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 4

Warszawa, Polska
Nareszcie w domku! Powrót do projektowania pokoju po dłuuuższej przerwie.
Dziękuje bardzo za coraz większą ilość obserwatorów! :)
Blueberry




 Przede mną stał Martin. Bałam spojrzeć się na jego twarz, więc patrzyłam przed siebie, na jego tors. Miałam wrażenie, że stopy przyrosły mi do podłoża, jakby wylano na nie beton. W zasadzie i tak nie dałabym rady uciec. Spojrzałam na jego twarz.
   - Chciałaś tu pomyszkować? – Martin uśmiechnął się i zerknął na kartkę, którą trzymałam w ręce. – A może nadrobić zaległości, co?
   Patrzyłam na niego nie ufnie. Bałam się go po przeczytaniu tych kilku rzeczy. Jego nazwisko tez kilak razy się tam pojawiło. Schowałam kartkę do kieszeni spodni i mimowolnie cofnęłam się o krok. Chłopak rozejrzał się po pokoju, na chwilę zatrzymując wzrok na biurku.
   - Przyznaj się. Co tu robiłaś? Wiesz, że to jak włamanie?
   Chwilę, chwilę. Pytał się, co robiłam. Ha! Prawdopodobnie nie wiedział, że byłam tu od dłuższego czasu i znalazłam już nieco informacji. Poczułam się lepiej, ale ciągle strach nawiedzał moje ciało. Nabrałam powietrza. Trzeba coś powiedzieć, ale co? W tym momencie uczciwość nie była wskazana.
   - Szukałam książki od… eee… historii. Mam zaległości, a niedługo kolejny test. Słyszałam od uczniów, że gdy nie ma pani Sufeen można znaleźć… eee… odpowiedzi do testu – palnęłam.
   - Hm. Od jakich uczniów to słyszałaś?
   - W zasadzie… nie jestem pewna. Mam strasznie słabą pamięć do twarzy, a co dopiero do imion. – W połowie można było uznać to za prawdę.
   - To ciekawe – mruknął. Jego oczy zalśniły zimno. – Powiedzmy, że dam ci szansę. Jutro w południe, gdy pójdziemy na obiad, będziesz miała czas na wyjaśnienie mi prawdy.
   Zamrugałam oczami i z wahaniem wydukałam.
   - Na obiad? W sensie randka?
   - Tak, randka. Chyba, że wolisz żebym przypomniał ci imiona twoich znajomych.
   - W sumie chętnie wybrałabym się na miasto coś zjeść – warknęłam.
   - To wspaniale – Miałam ochotę go walnąć, gdy słyszałam jego zadowolony głos. – Chyba powinniśmy stąd wyjść, wiesz?
   Skinęłam głową i podążyłam za nim. Wyszliśmy głównym wyjściem, a Martin zamknął drzwi na klucz i włączył w korytarzu alarm. Spojrzała na niego zdziwiona i za nim się powstrzymałam, spytałam.
   - Skąd?
   Spojrzał na mnie krótko, zdecydowanie zadowolony z siebie i powiedział.
   - Mój ojciec jest jedną z ważniejszych tu osób. Nawet Carnaty nie ma takiej władzy jak ja.
   Nagle usłyszałam kroki. Równocześnie odwróciliśmy głowy, a chwilę potem Martin pchnął mnie do tyłu.
   - Martin! Martin! Wracamy!
   - Zmykaj stąd – szepnął moją stronę. – Jeśli ci życie miłe. Już! Uciekaj!
   Zaskoczyła mnie ta nagła zmiana postawy u niego. W jednej chwili zmienił się w przestraszonego chłopaka. Popchnął mnie, a ja oprzytomniałam i pobiegłam w stronę drzew. Chwilę szukałam miejsce, gdzie razem z Toe zaparkowałyśmy samochód, aż w końcu znalazłam małą polankę.
   - Jezu, udało ci się – Toe podbiegła do mnie i przytuliła. Odwzajemniałam uścisk. – Przepraszam, ale gdy zobaczyłam jak Martin cię wyprowadza czekałam na ciebie tu.
   - Jasne, Toe. Też bym tak zrobiła. Wracajmy, co?
   Rudzielec skinął głową i wsiadłyśmy do vana.



   Odwróciłam głowę w stronę wilka. Wbił kły w moją nogę. Zaczęłam wrzeszczeć. Jeszcze nigdy nie krzyczałam tak głośno. Czułam słony smak moich łez w ustach. Już prawie leżałam we własnej krwi. Miałam ochotę wymiotować na sam zapach, który był tak realny.  Nagle usłyszałam gwizd. Zwierzę puściło mnie i poszło w tamtą stronę. Ostatkiem sił spojrzałam w tamtą stronę. Biały wilk stał obok wysokiej postaci – mężczyzny. Prawdopodobnie był cały ubrany na czarno, nie widziałam jego twarzy. Wyciągnął rękę w moją stronę i posłał czerwoną kulę, która uderzyła za mnie i rozciągnęła ledwo widoczną ścianę. Dotknęłam jej palcami i natychmiast cofnęłam rękę. Ból był nieopisywalny. Odciął mi drogę ostatnią drogę ucieczki. To była prawda, to nie sen, pomyślałam. Poczułam słabnący ból – zaczynałam tracić przytomność. Zarejestrowałam tylko jak mężczyzna wysyła kolejną kulę w moją stronę.



   Wstrząs wybudził mnie z koszmaru. Chwilę leżałam nieświadoma na łóżka, aż poczułam ból w nadgarstku. Poluźniłam drugą rękę, którą go ściskałam i podniosłam głowę. Skrzywiłam brwi i patrzyłam się na siniaka. Co prawda pan Orchideal, ojciec Travena, powiedział mi, że się zmieni, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Na skórze obok jednego sinika pojawił się drugi. Obydwa była idealnie okrągłe i miały delikatnie jaskrawoczerwony kolor. To nie mógł być siniak, po prostu nie mógł. Musiałam się dowiedzieć więcej o tym, ale póki co miałam godzinę na wyjście z Martinem. Dawno nie spałam tak długo, choć z koszmarami i tak nie czułam się wypoczęta.
   W ciągu pół godziny udało mi się umyć i ubrać. Nadgarstek owinęłam bandażem, bo ciągle mnie piekł i na wszelki wypadek założyłam bluzę, by móc to ukryć. Jeszcze mi był potrzebny Martin do tego! Zaklęłam w myślach. Ostatnio zdarzało mi się to nadzwyczaj często. Chwilę zastanawiałam się czy wziąć torbę, ale w końcu zrezygnowałam i wsunęłam jedynie telefon do kieszeni. Zostało mi tylko czekać na wymarzoną randkę!
   - Cori! Możesz na chwilę? – usłyszałam głos wuja z salonu.
   Poszłam do niego, gdzie przygotowywał jakieś papiery. Już przygotowywał się do podróży, więc od kilku dni prawie się nie widywaliśmy.
   - Sprawy uległy małej zmianie – podniosłam brwi i usiadłam na oparciu kanapy. – Muszę wyjechać już dzisiaj wieczorem, więc masz trochę więcej czasu wolną chatę. Tylko nie szalej – uśmiechnął się i wrócił do swoich obowiązków.
   Siedziałam jeszcze chwilę i patrzyłam jak pracował. Miał nie więcej jak trzydzieści pięć lat, a już zajmował się tak wielką firmą i miał wysokie stanowisko. Z jednej strony cieszyłam się, bo robił to co kochał, ale z drugiej… Brakowało mi trochę opieki. Wcześniej było lepiej, nawet rozmawiałam z rodzicami kilka razy w tygodniu, ale teraz ich pochłonęły przygotowania do mistrzostw. Dopiero teraz zaczęłam zauważać jak słabe miałam kontakty z rodziną. Zawsze polegałam na sobie.
   Poczułam wibrowanie telefonu w kieszeni. Wyciągnęłam go i przeczytałam wiadomość. Martin już na mnie czekał. Westchnęłam cicho i pożegnałam się z Radem, po czym poczłapałam do wyjścia.



   - Dla mnie stek, a dla… Kotku, co chcesz?
   Dałabym słowo, że kelnerka momentalnie westchnęła i przestała się uśmiechać. Chciałam jej jedynie powiedzieć, że chętnie bym się z nią zmieniła. Oh. Nawet nie wie jak bardzo.
   - Nie nazywaj mnie Kotkiem – warknęłam i uśmiechnęłam się do kelnerki. – Poproszę sałatkę z łososia.
   No pięknie… Teraz nie mam gdzie utkwić wzroku. Ostatnie piętnaście minut udawałam, że pilnie studiuje menu, a wcześniej zachwycałam się widokami za oknem. Musieliśmy jechać co najmniej pół godziny. Raz spróbowałam się spytać czy musimy jechać, aż tak daleko, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech, więc dałam sobie spokój.
   - Kotku?
   - Nie nazywaj mnie tak! – Kilka osób podniosło głowy w naszą stronę, więc uciszyłam się. – Nie jestem żadnym twoim Kotkiem ani nie chcę być.
   - Jeszcze zobaczymy, Kotku.
   Zaraz Kotek wysunie pazury, pomyślałam.
   - Uwierz mi. Zdecydowanie nie przepadam za  t a k i m i  i d i o t a m i – zaśmiał się na moje słowa, ale przynajmniej nie ciągnął już tematu.
   - No więc… Kotku. Wymyśliłaś już nową wymówkę.
   - Nie. Obstaję przy swojej. Nie muszę ci się z resztą tłumaczyć.
   - Do prawdy? – uniósł brwi i uśmiechnął się drwiąco.
   Cholera. Miał rację.
   Głupi ma szczęście, stwierdził mój głosik w głowie.
   Zaczęłam bawić się palcami. Wystukałam nimi z dziesięć różnych melodyjek zanim pojawił się ten przeklęty obiad. Prawie rzuciłam się na swoje danie. Im szybciej się to skończy, tym lepiej dla mnie.
   - Zwolnij, Kotku, bo się jeszcze udusisz.
   - O to mi chodzi. Nie będę musiała wtedy z tobą przebywać.
   - Chyba musisz się w takim razie przyzwyczaić.
   - Co proszę? – moje brwi musiały teraz sięgać końcówki czoła.
   - No wiesz… Znam niektóre twoje sekrety, więc… Kotku.
   - Nie znasz moich żadnych sekretów.
   - Jasne… Kotku. Nawet nie wiesz gdzie się znajdujesz. Rozejrzyj się. – posłuchałam się i rozejrzałam po knajpce. – Widzisz już mi ulegasz, Kotek. Wróćmy. Siedzisz tu ze mną, a wszyscy się na nas patrzą – miał rację. Znowu. Wszyscy na nas zerkali, nawet nie próbując się ukryć.  – I nie chodzi mi tylko o płeć żeńską, Kotek.
   - Jeśli myślisz, że jesteś taki przystojny, to uwierz, że się mylisz – odpyskowałam.
   - Nie chodzi mi o ten szczegół, Kotek. Chodzi mi o nich.
   - Nich? – pokręcił przecząco głową i wrócił do jedzenia.
   Nie pozostało mi nic, więc również wzięłam widelec. Tym razem jadłam wolniej, choć i tak starałam się śpieszyć. Nie dość, że siedziałam tu z Martinem, to teraz czułam się niekomfortowo, bo wszyscy się na nas patrzyli. W końcu chłopak poprosił o rachunek i mogliśmy wracać. Wpakowałam się do samochodu w tempie błyskawicznym. Nareszcie wracamy!
   Zorientowałam się, że zwalniamy dopiero, gdy jechaliśmy z prędkością pięciu kilometrów na godzinę. Rozejrzałam się po okolicy, ale nie wyglądała znajomo. Staliśmy na uboczu w jakimś lesie. Natychmiast się podniosłam i spojrzałam na Martina.
   - Co robisz? – uśmiechnął się i spojrzał na moją rękę. – Naprawdę wielu jeszcze nie wiesz, Kotek. Ale nie o to mi jeszcze chodzi – złapał mnie za rękę. Syknęłam, bo miałam na niej bandaż. Powoli go odwinął i zobaczył siniaki. Otworzył szerzej oczy, ale po chwili się uspokoił i zaczął śmiać.
   - O co ci chodzi? – warknęłam. Nie podobała mi się ta sytuacja.
   - Ty masz znak! – spojrzał na mnie przelotnie. – I nic nie wiesz? No nieźle. Czyja to robota, Travena?
   - O co ci chodzi? – powtórzyłam pytanie.
   - Nic, nic… Ale to wszystko bardzo ułatwia.
   W chwili, gdy to powiedział, mocniej zacisnął rękę na moim nadgarstku i przyciągnął do siebie. Poczułam jego usta na swoich. Cofnęłam się, uderzając go w policzek wolną ręką. Rozpięłam pasy i otworzyłam drzwi. Nie zdążyłam jednak wysiąść, gdy stanął przede mną. Przeskoczyłam na fotel kierowcy i otworzyłam drugie drzwi.  Znowu zablokował mi drogę.
   - Jak? – wydukałam zdezorientowana.
   Złapał mnie za obydwie ręce i nachylił do mojego ucha.
   - Radzę ci się zachowywać, Kotek. Uwierz mi, że ma przewagę nie tylko fizyczną – przygryzł płatek mojego ucha.
   Wrzasnęłam, ale uciszył mnie, wbijając swoje usta w moje. Sekundę później pociągnął mnie niżej. Byłam teraz w pozycji pół leżącej. Na moment dał mi możliwość oddechu. Sam nawet się nie zmachał. Złapał moje ręce na moja głową, a wolną ręką dotknął bluzy. Poczułam wstrząs w ciele, a chwilę później moja bluza poluźniła się na piersi. Była rozerwana, a sama zostałam w kolorowym biustonoszu. Kopnęłam go z całej siły w krocze. Podziałało, bo zdołałam się podnieść na nogi. Zaczęłam uciekać. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale musiałam wiać. Naprawdę starałam się biec jak najszybciej. Nagle poczułam mocniejszy powiew wiatru, a następnie wyleciałam w powietrze. Sparaliżowana uderzyłam plecami w podłoże. Patrzyłam jak Martin powoli obchodzi mnie dookoła i coś mówi, ale go nie słyszałam. Ukląkł przy mnie, a wtedy zobaczyłam niebieską poświatę przy jego palcach. Dotknął mnie nią przy piersi, a wtedy cała zaczęłam się wić i kręcić. Ból był nie do opisania. Coś jak porażenie prądu, ale o wiele silniejsze. Zaczynałam tracić przytomność.
   Pomocy, pomyślałam, gdy traciłam wizję.



   Pomocy.

14 komentarzy:

  1. Mega *.*
    Przeżywałam cały rozdział i byłam ciekawa co wydarzy się dalej. I nadal jestem ciekawa. >.>
    O co w tym wszystkim chodzi? ><
    Najbardziej podobała mi się końcówka. ^^
    Pozdrawiam i weny. xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah :3 Chyba końcówka najlepsza, bo cokolwiek się tam dzieje :P

      Usuń
  2. Cudowny rozdział! <3
    Końcówka rządzi moim zdaniem
    Weny
    Senshi ;)

    Zapraszamy na 17 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po prostu potwierdzenie tego co odpisalam wyżej, hah :P
      Oczywiście się wygłupiam, dzięki :)

      Usuń
    2. Aaa :) I w zakładce Spam naprawdę często bywam :P

      Usuń
  3. Dzień dobry :3
    wow, wow :3
    Traven?!! Traven?! Ratuj biednego Kotka! XD
    Hmm kim może być Martin? wampirem? wilkiem?
    Co on chce jej zrobić?!!!
    I te siniaki/znaki?
    Może mały spojler? ;dd
    Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ni wilk ni wampir -> mam nadzieję, że Cię aż tak baaardzooo nie zawiodę :)
      Wystarczająco dłuuugi spojler, prawda :*

      Usuń
  4. Nie wiem, czy Ty planujesz trójkąt, ale masz to odwołać, jeżeli przyszło Ci coś takiego do głowy!
    Ma być Corinne i Traven, a nie Corinne i Martin.
    Miałam ochotę pomóc Cori i także uderzyć Martina w kroczę, grrrr. Nie lubię go.
    I tak jak koleżanka wyżej, błagam błagam błam o jakikolwiek spojler albo rozdział, bo nie wytrzymam! To nie do zniesienia! Chcę wiedzieć, co to za siniaki.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... No to w następnym coś wspomnę o siniaczkach (znakach) :D
      Ejże! Ten chce się do niej dobrać, a ona będzie mu padać w ramiona?! Potem trochę namieszam, ale nie martw się :) Trave ciągle jest moim faworytem ^^ xx

      Usuń
  5. ugh..Martin ty suczo! (przepraszam, ale musiałam ;\\ XD)
    Muszę go rozkminić... Niebieska poświata na plecach? Może anioł? *za dużo Szeptem, sori X'D* O! Albo wróżka! XDDD
    Proszę, dodaj już kolejny rozdział *słodkie oczka* ;__;
    Oh, no i standardowo weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, spoko :3 Myślałam, że na koniec dałam za dużą, aż wskazówek na to kim jest Martin, ale jak widać, jednak nie :) W zasadzie to dobrze :P

      Usuń
  6. Wymiatasz... To jest boskie !!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, właśnie Dałaś mi jeden z krótszych i bardziej pozytywnych komentarzy, dzięki :*

      Usuń
  7. Jak nie wyjaśnisz mi więcej w piątym rozdziale, to własnoręcznie użyję tej niebieskiej poświaty na Tobie!
    Rozdział piąty czeka!

    bezcenna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

CZYTAM = KOMENTUJĘ :)