Warszawa, Polska
Nareszcie w domku! Powrót do projektowania pokoju po dłuuuższej przerwie.
Dziękuje bardzo za coraz większą ilość obserwatorów! :)
Blueberry
Przede mną stał Martin.
Bałam spojrzeć się na jego twarz, więc patrzyłam przed siebie, na jego tors.
Miałam wrażenie, że stopy przyrosły mi do podłoża, jakby wylano na nie beton. W
zasadzie i tak nie dałabym rady uciec. Spojrzałam na jego twarz.
- Chciałaś tu
pomyszkować? – Martin uśmiechnął się i zerknął na kartkę, którą trzymałam w
ręce. – A może nadrobić zaległości, co?
Patrzyłam na
niego nie ufnie. Bałam się go po przeczytaniu tych kilku rzeczy. Jego nazwisko
tez kilak razy się tam pojawiło. Schowałam kartkę do kieszeni spodni i
mimowolnie cofnęłam się o krok. Chłopak rozejrzał się po pokoju, na chwilę
zatrzymując wzrok na biurku.
- Przyznaj się.
Co tu robiłaś? Wiesz, że to jak włamanie?
Chwilę, chwilę.
Pytał się, co robiłam. Ha! Prawdopodobnie nie wiedział, że byłam tu od
dłuższego czasu i znalazłam już nieco informacji. Poczułam się lepiej, ale
ciągle strach nawiedzał moje ciało. Nabrałam powietrza. Trzeba coś powiedzieć,
ale co? W tym momencie uczciwość nie była wskazana.
- Szukałam
książki od… eee… historii. Mam zaległości, a niedługo kolejny test. Słyszałam
od uczniów, że gdy nie ma pani Sufeen można znaleźć… eee… odpowiedzi do testu –
palnęłam.
- Hm. Od jakich
uczniów to słyszałaś?
- W zasadzie…
nie jestem pewna. Mam strasznie słabą pamięć do twarzy, a co dopiero do imion.
– W połowie można było uznać to za prawdę.
- To ciekawe –
mruknął. Jego oczy zalśniły zimno. – Powiedzmy, że dam ci szansę. Jutro w
południe, gdy pójdziemy na obiad, będziesz miała czas na wyjaśnienie mi prawdy.
Zamrugałam
oczami i z wahaniem wydukałam.
- Na obiad? W
sensie randka?
- Tak, randka.
Chyba, że wolisz żebym przypomniał ci imiona twoich znajomych.
- W sumie
chętnie wybrałabym się na miasto coś zjeść – warknęłam.
- To wspaniale –
Miałam ochotę go walnąć, gdy słyszałam jego zadowolony głos. – Chyba powinniśmy
stąd wyjść, wiesz?
Skinęłam głową i
podążyłam za nim. Wyszliśmy głównym wyjściem, a Martin zamknął drzwi na klucz i
włączył w korytarzu alarm. Spojrzała na niego zdziwiona i za nim się
powstrzymałam, spytałam.
- Skąd?
Spojrzał na mnie
krótko, zdecydowanie zadowolony z siebie i powiedział.
- Mój ojciec
jest jedną z ważniejszych tu osób. Nawet Carnaty nie ma takiej władzy jak ja.
Nagle usłyszałam
kroki. Równocześnie odwróciliśmy głowy, a chwilę potem Martin pchnął mnie do
tyłu.
- Martin!
Martin! Wracamy!
- Zmykaj stąd –
szepnął moją stronę. – Jeśli ci życie miłe. Już! Uciekaj!
Zaskoczyła mnie
ta nagła zmiana postawy u niego. W jednej chwili zmienił się w przestraszonego
chłopaka. Popchnął mnie, a ja oprzytomniałam i pobiegłam w stronę drzew. Chwilę
szukałam miejsce, gdzie razem z Toe zaparkowałyśmy samochód, aż w końcu
znalazłam małą polankę.
- Jezu, udało ci
się – Toe podbiegła do mnie i przytuliła. Odwzajemniałam uścisk. – Przepraszam,
ale gdy zobaczyłam jak Martin cię wyprowadza czekałam na ciebie tu.
- Jasne, Toe.
Też bym tak zrobiła. Wracajmy, co?
Rudzielec skinął
głową i wsiadłyśmy do vana.
Odwróciłam głowę w stronę wilka. Wbił kły w
moją nogę. Zaczęłam wrzeszczeć. Jeszcze nigdy nie krzyczałam tak głośno. Czułam
słony smak moich łez w ustach. Już prawie leżałam we własnej krwi. Miałam
ochotę wymiotować na sam zapach, który był tak realny. Nagle usłyszałam gwizd. Zwierzę puściło mnie i
poszło w tamtą stronę. Ostatkiem sił spojrzałam w tamtą stronę. Biały wilk stał
obok wysokiej postaci – mężczyzny. Prawdopodobnie był cały ubrany na czarno,
nie widziałam jego twarzy. Wyciągnął rękę w moją stronę i posłał czerwoną kulę,
która uderzyła za mnie i rozciągnęła ledwo widoczną ścianę. Dotknęłam jej
palcami i natychmiast cofnęłam rękę. Ból był nieopisywalny. Odciął mi drogę
ostatnią drogę ucieczki. To była prawda, to nie sen, pomyślałam. Poczułam
słabnący ból – zaczynałam tracić przytomność. Zarejestrowałam tylko jak
mężczyzna wysyła kolejną kulę w moją stronę.
Wstrząs wybudził mnie z koszmaru. Chwilę
leżałam nieświadoma na łóżka, aż poczułam ból w nadgarstku. Poluźniłam drugą rękę,
którą go ściskałam i podniosłam głowę. Skrzywiłam brwi i patrzyłam się na
siniaka. Co prawda pan Orchideal, ojciec Travena, powiedział mi, że się zmieni,
ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Na skórze obok jednego sinika pojawił
się drugi. Obydwa była idealnie okrągłe i miały delikatnie jaskrawoczerwony
kolor. To nie mógł być siniak, po prostu nie mógł. Musiałam się dowiedzieć
więcej o tym, ale póki co miałam godzinę na wyjście z Martinem. Dawno nie
spałam tak długo, choć z koszmarami i tak nie czułam się wypoczęta.
W ciągu pół
godziny udało mi się umyć i ubrać. Nadgarstek owinęłam bandażem, bo ciągle mnie
piekł i na wszelki wypadek założyłam bluzę, by móc to ukryć. Jeszcze mi był
potrzebny Martin do tego! Zaklęłam w myślach. Ostatnio zdarzało mi się to
nadzwyczaj często. Chwilę zastanawiałam się czy wziąć torbę, ale w końcu
zrezygnowałam i wsunęłam jedynie telefon do kieszeni. Zostało mi tylko czekać
na wymarzoną randkę!
- Cori! Możesz
na chwilę? – usłyszałam głos wuja z salonu.
Poszłam do
niego, gdzie przygotowywał jakieś papiery. Już przygotowywał się do podróży,
więc od kilku dni prawie się nie widywaliśmy.
- Sprawy uległy
małej zmianie – podniosłam brwi i usiadłam na oparciu kanapy. – Muszę wyjechać
już dzisiaj wieczorem, więc masz trochę więcej czasu wolną chatę. Tylko nie
szalej – uśmiechnął się i wrócił do swoich obowiązków.
Siedziałam
jeszcze chwilę i patrzyłam jak pracował. Miał nie więcej jak trzydzieści pięć
lat, a już zajmował się tak wielką firmą i miał wysokie stanowisko. Z jednej
strony cieszyłam się, bo robił to co kochał, ale z drugiej… Brakowało mi trochę
opieki. Wcześniej było lepiej, nawet rozmawiałam z rodzicami kilka razy w
tygodniu, ale teraz ich pochłonęły przygotowania do mistrzostw. Dopiero teraz
zaczęłam zauważać jak słabe miałam kontakty z rodziną. Zawsze polegałam na
sobie.
Poczułam
wibrowanie telefonu w kieszeni. Wyciągnęłam go i przeczytałam wiadomość. Martin
już na mnie czekał. Westchnęłam cicho i pożegnałam się z Radem, po czym
poczłapałam do wyjścia.
- Dla mnie stek,
a dla… Kotku, co chcesz?
Dałabym słowo,
że kelnerka momentalnie westchnęła i przestała się uśmiechać. Chciałam jej
jedynie powiedzieć, że chętnie bym się z nią zmieniła. Oh. Nawet nie wie jak
bardzo.
- Nie nazywaj
mnie Kotkiem – warknęłam i uśmiechnęłam się do kelnerki. – Poproszę sałatkę z
łososia.
No pięknie…
Teraz nie mam gdzie utkwić wzroku. Ostatnie piętnaście minut udawałam, że
pilnie studiuje menu, a wcześniej zachwycałam się widokami za oknem. Musieliśmy
jechać co najmniej pół godziny. Raz spróbowałam się spytać czy musimy jechać,
aż tak daleko, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech, więc dałam sobie
spokój.
- Kotku?
- Nie nazywaj
mnie tak! – Kilka osób podniosło głowy w naszą stronę, więc uciszyłam się. –
Nie jestem żadnym twoim Kotkiem ani nie chcę być.
- Jeszcze
zobaczymy, Kotku.
Zaraz Kotek
wysunie pazury, pomyślałam.
- Uwierz mi.
Zdecydowanie nie przepadam za t a k i m
i i d i o t a m i – zaśmiał się na moje
słowa, ale przynajmniej nie ciągnął już tematu.
- No więc…
Kotku. Wymyśliłaś już nową wymówkę.
- Nie. Obstaję
przy swojej. Nie muszę ci się z resztą tłumaczyć.
- Do prawdy? –
uniósł brwi i uśmiechnął się drwiąco.
Cholera. Miał
rację.
Głupi ma szczęście, stwierdził mój głosik w
głowie.
Zaczęłam bawić
się palcami. Wystukałam nimi z dziesięć różnych melodyjek zanim pojawił się ten
przeklęty obiad. Prawie rzuciłam się na swoje danie. Im szybciej się to
skończy, tym lepiej dla mnie.
- Zwolnij,
Kotku, bo się jeszcze udusisz.
- O to mi
chodzi. Nie będę musiała wtedy z tobą przebywać.
- Chyba musisz
się w takim razie przyzwyczaić.
- Co proszę? –
moje brwi musiały teraz sięgać końcówki czoła.
- No wiesz… Znam
niektóre twoje sekrety, więc… Kotku.
- Nie znasz
moich żadnych sekretów.
- Jasne… Kotku.
Nawet nie wiesz gdzie się znajdujesz. Rozejrzyj się. – posłuchałam się i
rozejrzałam po knajpce. – Widzisz już mi ulegasz, Kotek. Wróćmy. Siedzisz tu ze
mną, a wszyscy się na nas patrzą – miał rację. Znowu. Wszyscy na nas zerkali,
nawet nie próbując się ukryć. – I nie
chodzi mi tylko o płeć żeńską, Kotek.
- Jeśli myślisz,
że jesteś taki przystojny, to uwierz, że się mylisz – odpyskowałam.
- Nie chodzi mi
o ten szczegół, Kotek. Chodzi mi o nich.
- Nich? –
pokręcił przecząco głową i wrócił do jedzenia.
Nie pozostało mi
nic, więc również wzięłam widelec. Tym razem jadłam wolniej, choć i tak
starałam się śpieszyć. Nie dość, że siedziałam tu z Martinem, to teraz czułam
się niekomfortowo, bo wszyscy się na nas patrzyli. W końcu chłopak poprosił o
rachunek i mogliśmy wracać. Wpakowałam się do samochodu w tempie błyskawicznym.
Nareszcie wracamy!
Zorientowałam
się, że zwalniamy dopiero, gdy jechaliśmy z prędkością pięciu kilometrów na
godzinę. Rozejrzałam się po okolicy, ale nie wyglądała znajomo. Staliśmy na
uboczu w jakimś lesie. Natychmiast się podniosłam i spojrzałam na Martina.
- Co robisz? – uśmiechnął się i spojrzał na
moją rękę. – Naprawdę wielu jeszcze nie wiesz, Kotek. Ale nie o to mi jeszcze
chodzi – złapał mnie za rękę. Syknęłam, bo miałam na niej bandaż. Powoli go
odwinął i zobaczył siniaki. Otworzył szerzej oczy, ale po chwili się uspokoił i
zaczął śmiać.
- O co ci
chodzi? – warknęłam. Nie podobała mi się ta sytuacja.
- Ty masz znak! –
spojrzał na mnie przelotnie. – I nic nie wiesz? No nieźle. Czyja to robota,
Travena?
- O co ci
chodzi? – powtórzyłam pytanie.
- Nic, nic… Ale
to wszystko bardzo ułatwia.
W chwili, gdy to
powiedział, mocniej zacisnął rękę na moim nadgarstku i przyciągnął do siebie.
Poczułam jego usta na swoich. Cofnęłam się, uderzając go w policzek wolną ręką.
Rozpięłam pasy i otworzyłam drzwi. Nie zdążyłam jednak wysiąść, gdy stanął
przede mną. Przeskoczyłam na fotel kierowcy i otworzyłam drugie drzwi. Znowu zablokował mi drogę.
- Jak? –
wydukałam zdezorientowana.
Złapał mnie za
obydwie ręce i nachylił do mojego ucha.
- Radzę ci się zachowywać,
Kotek. Uwierz mi, że ma przewagę nie tylko fizyczną – przygryzł płatek mojego
ucha.
Wrzasnęłam, ale
uciszył mnie, wbijając swoje usta w moje. Sekundę później pociągnął mnie niżej.
Byłam teraz w pozycji pół leżącej. Na moment dał mi możliwość oddechu. Sam
nawet się nie zmachał. Złapał moje ręce na moja głową, a wolną ręką dotknął
bluzy. Poczułam wstrząs w ciele, a chwilę później moja bluza poluźniła się na
piersi. Była rozerwana, a sama zostałam w kolorowym biustonoszu. Kopnęłam go z
całej siły w krocze. Podziałało, bo zdołałam się podnieść na nogi. Zaczęłam
uciekać. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale musiałam wiać. Naprawdę starałam się biec
jak najszybciej. Nagle poczułam mocniejszy powiew wiatru, a następnie
wyleciałam w powietrze. Sparaliżowana uderzyłam plecami w podłoże. Patrzyłam
jak Martin powoli obchodzi mnie dookoła i coś mówi, ale go nie słyszałam. Ukląkł
przy mnie, a wtedy zobaczyłam niebieską poświatę przy jego palcach. Dotknął
mnie nią przy piersi, a wtedy cała zaczęłam się wić i kręcić. Ból był nie do opisania.
Coś jak porażenie prądu, ale o wiele silniejsze. Zaczynałam tracić przytomność.
Pomocy, pomyślałam, gdy traciłam wizję.
Pomocy.
Mega *.*
OdpowiedzUsuńPrzeżywałam cały rozdział i byłam ciekawa co wydarzy się dalej. I nadal jestem ciekawa. >.>
O co w tym wszystkim chodzi? ><
Najbardziej podobała mi się końcówka. ^^
Pozdrawiam i weny. xx
Hahah :3 Chyba końcówka najlepsza, bo cokolwiek się tam dzieje :P
UsuńCudowny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńKońcówka rządzi moim zdaniem
Weny
Senshi ;)
Zapraszamy na 17 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/
To po prostu potwierdzenie tego co odpisalam wyżej, hah :P
UsuńOczywiście się wygłupiam, dzięki :)
Aaa :) I w zakładce Spam naprawdę często bywam :P
UsuńDzień dobry :3
OdpowiedzUsuńwow, wow :3
Traven?!! Traven?! Ratuj biednego Kotka! XD
Hmm kim może być Martin? wampirem? wilkiem?
Co on chce jej zrobić?!!!
I te siniaki/znaki?
Może mały spojler? ;dd
Pozdrawiam xoxo
Ni wilk ni wampir -> mam nadzieję, że Cię aż tak baaardzooo nie zawiodę :)
UsuńWystarczająco dłuuugi spojler, prawda :*
Nie wiem, czy Ty planujesz trójkąt, ale masz to odwołać, jeżeli przyszło Ci coś takiego do głowy!
OdpowiedzUsuńMa być Corinne i Traven, a nie Corinne i Martin.
Miałam ochotę pomóc Cori i także uderzyć Martina w kroczę, grrrr. Nie lubię go.
I tak jak koleżanka wyżej, błagam błagam błam o jakikolwiek spojler albo rozdział, bo nie wytrzymam! To nie do zniesienia! Chcę wiedzieć, co to za siniaki.
Pozdrawiam :)
Hmmm... No to w następnym coś wspomnę o siniaczkach (znakach) :D
UsuńEjże! Ten chce się do niej dobrać, a ona będzie mu padać w ramiona?! Potem trochę namieszam, ale nie martw się :) Trave ciągle jest moim faworytem ^^ xx
ugh..Martin ty suczo! (przepraszam, ale musiałam ;\\ XD)
OdpowiedzUsuńMuszę go rozkminić... Niebieska poświata na plecach? Może anioł? *za dużo Szeptem, sori X'D* O! Albo wróżka! XDDD
Proszę, dodaj już kolejny rozdział *słodkie oczka* ;__;
Oh, no i standardowo weny :3
Heh, spoko :3 Myślałam, że na koniec dałam za dużą, aż wskazówek na to kim jest Martin, ale jak widać, jednak nie :) W zasadzie to dobrze :P
UsuńWymiatasz... To jest boskie !!! :*
OdpowiedzUsuńHaha, właśnie Dałaś mi jeden z krótszych i bardziej pozytywnych komentarzy, dzięki :*
UsuńJak nie wyjaśnisz mi więcej w piątym rozdziale, to własnoręcznie użyję tej niebieskiej poświaty na Tobie!
OdpowiedzUsuńRozdział piąty czeka!
bezcenna.blogspot.com